Za górami, za lasami istnieje miejsce zwane Sensbezsensem. Poznali je ci, którzy przekroczyli granicę życia i śmierci. To pierwsza, lecz nie ostatnia granica. Jakie są inne? Gdzie się znajdują? Kiedy się otwierają, a kiedy zamykają? Czy narrator zdoła odpowiedzieć na wszystkie pytania?

Drzewo-twarz
Podobno na granicy życia i śmierci rośnie drzewo-twarz. Wokół ludzie zbierają jabłka. Nikt nie widzi twarzy. Dla nich to zwyczajna jabłoń. Wpatrzeni w jabłka przekraczają granicę i już i koniec. Stąd się nie wraca, chociaż zdaniem czarodzieja Boleluta wszystko jest możliwe. On przecież świadomie wszedł do Sensbezsensu i świadomie z niego wyjdzie. Kiedyś, bo jeszcze nie teraz. Nigdy się nie przyzna, nawet sam przed sobą, że nie potrafi, że granica się przed nim zamknęła.
– Wystarczy dotrzeć do drzewa – mówi sobie codziennie.
– Ale gdzie jest to drzewo? – zapytałaby Aurelia, gdyby Bolelut dopuścił ją do głosu. Niestety od czasu jej ostatniej ucieczki z domu Boleluta, czarodziej nie pozwala jej mówić. Zabrał jej głos jedną ze swoich czarodziejskich sztuczek i śmieje się za każdym razem, gdy widzi jak jego dawna kochanka próbuje wydobyć z siebie choć jedno słowo, a zamiast tego szczeka jak pies albo miauczy jak kot, czasem kwili jak zraniony ptak.
– Wiesz, że już cię nie kocham. Chyba nigdy cię nie kochałem. Zrobiłaś się nudna i kiedyś cię oddam innemu, jeśli jakiś inny się pojawi.
– Niech cię piekło pochłonie – rzucają w odpowiedzi oczy Aurelii.
Bolelut wychodzi szukać tajemniczego drzewa.
Plac Cudów
Tutaj spotykają się wszyscy spragnieni cudów. Również ci, którzy cuda sprzedają. Kiedyś obok placu na łące pasła się niezwykła różowa krowa. Niestety znikła nie wiadomo gdzie i kiedy. Razem z nią łąka i dziwne zjawiska. Plac cudów trwa nadal, ale czy jego cuda na pewno są prawdziwe? Czarodziej Bolelut ma wątpliwości. Na plac przychodzi z przyzwyczajenia. Poza tym w okolicy znajduje się jego mały sklepik z czarami. Praktyczna biała i czarna magia dla każdego. Wybrane nieszkodliwe i słabo działające zaklęcia, talizmany i różne inne tego typu pierdoły. W końcu z czegoś żyć trzeba, zanim opuści to dziwne miejsce.
– Znam wszystkie przejścia. Wiem, gdzie są – kobieta z długimi siwymi włosami ciągnie Boleluta za rękaw.
– Kolejna nawiedzona stara wiedźma – myśli Bolelut i chce iść dalej, lecz baba nie ma zamiaru się odczepić.
– Widziałam drzewo-twarz i ścieżkę, która do niego prowadzi.
– Tak? Gdzie? Bolelut jeszcze nie wierzy kobiecie, ale rzuconych przez nią słów nie potrafi zignorować.
– Różową krowę też widziałaś?
– Idź sobie, jak nie jesteś zainteresowany – oburza się nieznajoma.
– Kto powiedział, że nie? Co byś za to chciała?
– Jeden mały czar na urodę i młodość.
– No, tak można się było tego spodziewać, że stara baba pragnie młodości. Niech jej będzie, ale czy na pewno zna drogę? Bolelut wzdycha i idzie za babą ścieżką między rachitycznymi brzozami.
Granice
Tymczasem narrator rozpoznaje w kobiecie swoją dawną bohaterkę wróżkę Leonę. Co ona tutaj robi? Czy naprawdę sprzedaje informacje o granicach w Sensbezsensie? I czy drzewo-twarz pilnuje tylko jednej granicy? W odpowiedzi słychać jęk Aurelii. Ona wie, że istnieje więcej przejść w różnych niespodziewanych miejscach. Jedno z nich znajduje się w komodzie tuż obok łóżka Aurelii. Drugie w szafie w gabinecie Boleluta. Tyle, że jedno i drugie zamknięte. Mimo to Aurelia nie traci nadziei, że znajdzie sposób, żeby je otworzyć i uciec z domu złego czarodzieja.
Łąka
Wróżka Leona prowadzi Boleluta na wielką łąkę. W oddali widać drzewo i pasącą się w pobliżu różową krowę.
– Widzisz? – uśmiecha się Leona. – Nie okłamałam cię, wiem, gdzie jest granica.
– Dobra, masz tu swoje zaklęcie. Bolelut wyciąga z kieszeni białe niepozorne tabletki.
– Teraz weź jedną. Za godzinę dwie następne. Jutro zobaczysz, jaka jesteś młoda i piękna.
– A ty jutro przejdziesz swoją granicę. Krzywy uśmiech Leony niczego dobrego nie obiecuje podobnie jak tabletki Boleluta.
Aurelia
W jednej z szuflad komody znajduje niebieskie pudełko pełne małych białych tabletek. Na ich widok ogarnia Aurelię pragnienie śmierci. Podobno nie da się tutaj umrzeć, ale zawsze warto spróbować. Może tylko tak uda się jej pokonać zamknięte przed nią granice?
P. S. Nie wiadomo dlaczego fabuła wymyka się z rąk Narratora. Słowa rozbiegają się po okolicy i zamykają w różnych schowkach tak jak granice z Sensbezsensu. Czy kiedyś się otworzą? Czy wyjdą jeszcze na powierzchnię? Jak myślicie?
Autorem obrazu w tle jest M. C. Escher.