Za górami, za lasami, za granicą życia i śmierci w Sensbezsensie pojawia się jaszczur. Czy jaszczur jest zwykłym jaszczurem? Co robi, a czego nie robi i jak to wpływa na życie wiedźmy i czarodzieja?
Miejsce, czas, bohaterowie
Miejsce: Sensbezsens
Czas: Nieokreślony.
Bohaterowie: Aurelia – wiedźma, Bolelut – czarodziej, jaszczur Bazyli – magiczna istota, Roksan – android.
Dialog
Dialog 1.
Miejsce: Dom Boleluta. Sypialnia.
Na wielkim małżeńskim łożu śpi Aurelia tak jak inne kobiety przed nią i pewnie po niej, choć żadna z nich nie była żoną Boleluta. Każda zajmowała pozycję kochanki, na początku uwielbianej, z czasem coraz bardziej nudnej. Aurelia powoli zbliża się do etapu nudnej. Bolelut często zostawia ją samą w dzień i w nocy. Na szczęście nie zamyka już drzwi i okien pewny, że Aurelia go nie opuści, a nikt nieproszony nie przekroczy magicznego progu. Tymczasem jaszczur Bazyli pokonuje otwartą przestrzeń anty zaklęciem. Wchodzi do sypialni jeszcze jako mała, niepozorna jaszczurka, by po chwili zmienić się w niewysokiego, szczupłego mężczyznę w czarnym kapeluszu naciągniętym na oczy, niebieskiej luźnej koszuli i długich szerokich fioletowych spodniach. Wygląda jak magik połączony z klaunem. Dotyka językiem odsłoniętego ramienia Aureli, co sprawia, że kobieta się budzi.
Aurelia ( przerażona krzyczy ): Kim pan jest?
Bazyli: Potomek smoka jaszczur Bazyli.
Aurelia: Jak pan tu wszedł? I czego pan chce?
Bazyli: Spokojnie Aurelio. Przyszedłem cię uratować.
Aurelia ( zdziwiona ): Co takiego? Niby dlaczego mnie ratować? Wysłał pana Bolelut?
Bazyli: Powoli dojdziemy do tego. Najpierw powąchaj to proszę.
Bazyli wyciąga z kieszeni fioletową fiolkę przypominającą te, w których trzyma się perfumy. Znajduje się w niej przygotowany wcześniej przez jaszczura trzeźwiący zapach, który wyrywa z zaklęć miłosnych i wszelkich innych umysłowych blokad.
Aurelia ( patrzy ze strachem na szklaną buteleczkę ): Nie rozumiem. Co w tym jest? Dlaczego mam to wąchać?
Bazyli ( zmienia taktykę ): Bolelut sobie życzył, żebyś powąchała. Chyba nie chcesz, żeby się na ciebie pogniewał.
Oczywiście, że nie chce. Robi wszystko, o co prosi ją Bolelut. Tak ją zaprogramował po pierwszej spędzonej z nią nocy. Musiała, czy chciała, czy nie chciała, posłusznie słuchać i wykonywać polecenia czarodzieja.
Aurelia ( jeszcze się upewnia ): Na pewno sobie życzył? Jest pan jego wysłannikiem?
Bazyli ( kłamie ): Tak, przecież inaczej nie mógłbym przejść przez próg.
Aurelia: No, tak.
Otwiera podaną jej przez Bazylego fiolkę i wdycha zapach pomarańczy.
Aurelia ( wzdycha, przymykając oczy ): Jak ja dawno nie jadłam pomarańczy.
Zaraz potem Aurelia otwiera szerzej oczy i ze zdziwieniem rozgląda się po pokoju, który nagle traci wszystkie ciepłe i zimne kolory. Pozostają jedynie dwie barwy: czarna i biała. Świat ponownie dostosowuje się do przekonania Aureli, że oprócz czerni i bieli, nie istnieje żadna barwa.
Aurelia ( zdziwiona ): Gdzie ja jestem?
Bazyli ( pociera ręce z radości ): U Boleluta czarodzieja.
Aurelia ( z oburzeniem ): Jak to? U tego kolorowego paskuda? Jakim cudem się tu znalazłam?
Bazyli: Zwyczajnie. Rzucił na ciebie czar. Zemścił się za twoje podejście do koloru.
Aurelia: Dziwne, że ja niczego nie pamiętam. Zaraz, zaraz, chyba do mnie zadzwonił.
Bazyli: Nie chyba, tylko na pewno.
Aurelia: Ale co było potem?
Bazyli: Teraz to nieważne. Musimy wynieść się z tego domu, zanim Bolelut wróci.
Aurelia: Masz rację.
Bazyli i Aurelia opuszczają pokój. Idą zielonym korytarzem, w oczach Aurelii czarnym, w stronę drzwi. Wreszcie otwierają je i wychodzą na zewnątrz. Owiewa ich zimne powietrze.
Aurelia ( zauważa swoją cienką koszulę nocną ): Szkoda, że nie założyłam płaszcza.
Bazyli ( uśmiecha się ): Nic nie szkodzi. Zaraz ci coś wyczaruję.
Aurelia ( zdziwiona ): Ty też jesteś czarodziejem?
Bazyli: Może nie takim jak Bolelut, ale da się przeżyć.
Po chwili Aurelię i Bazylego zakrywają niebieskie ciepłe płaszcze, których kolor Aurelia jako niewierząca w kolory odbiera jako czarny. Podobnie kolor czekającego na nich fioletowego audi.
Szczęśliwi jadą do domu Aurelii.
Dialog 2
Miejsce: Pracownia Boleluta i jego drugi dom.
Tutaj czarodziej chowa się przed swoimi kobietami, wrogami, innymi ludźmi. Pochylony nad dużym brązowym biurkiem, rozpisuje w zeszycie w czarną kratkę swój plan stworzenia posłusznego i mądrego człowieka. Coś w rodzaju golema i jednocześnie coś całkiem innego. W przeciwieństwie do golema istota zostanie obdarzona mową i stworzona z bardziej subtelnej materii. Bolelut jeszcze nie wie jakiej. Na razie rozmyśla i słucha wewnętrznych głosów, głosów istot i ludzi, których świadomość połknął. Wygląda to tak jakby gadał sam ze sobą. Jedynie tony się zmieniają.
Bolelut: Opowiedz mi Roksanie o sobie.
Roksan: Gdzie ja jestem? Dlaczego nie mogę stąd wyjść?
Bolelut: U mnie jesteś i będziesz robił, co zechcę. Inaczej…
Roksan: Co inaczej? Umrę, znaczy się zostanę wyłączony?
Bolelut: Albo gorzej.
Roksan rozgląda się po ginącym w mroku pomieszczeniu. Poza plamą światła na środku, nic nie widać. Domyśla się jedynie, że znajduje się we wnętrzu czegoś, może w studni, bo głos, który mówi do niego, odbija się echem i jakby pada gdzieś z góry. Skąd się tu wziął i dlaczego nic nie pamięta. Chyba w głowie zacięły mu się jakieś programy odpowiedzialne za pamięć.
Bolelut: Uważaj, bo więcej nie będę powtarzał: musisz słuchać i odpowiadać, jeśli chcesz żyć.
Roksan: Dobrze.
Bolelut: Masz mi opowiedzieć o swoim życiu.
Roksan: Wyprodukowano mnie…
Bolelut ( przerywa ): Nie, zacznij od życia u Aurelii albo powiedz co robiłeś, gdy od niej odszedłeś.
Roksan: Nic takiego.
Bolelut: Masz mówić, nie oceniać.
Roksan: Poszedłem z psem Czarusiem na przystanek. Wsiedliśmy do tramwaju i pojechaliśmy do lunaparku.
Bolelut: Sami?
Roksan: Nie, w tramwaju było dużo ludzi.
Bolelut ( krzyczy ) : Co mnie obchodzą ludzie w tramwaju? Pytam, czy spotkałeś kogoś po drodze, kogoś ładnego i interesującego.
Roksan przypomina sobie Ulę, pierwszego człowieka, do którego poczuł coś więcej. Miłość? Tak czy inaczej, postanawia nie ujawniać przed obcym swojego wspomnienia.
Roksan: Spotkałem w lunaparku chłopca, którego nazywali Zaczarowanym ołówkiem. Potrafił narysować wszystko nawet bogactwo i szczęście.
Bolelut ( zainteresowany ): Ciekawe.
Roksan ( z nadzieją ): Wypuści mnie pan?
Bolelut: Zobaczę najpierw, czy mówiłeś prawdę i całą prawdę. Potem zdecyduję.
Dialog 3
Miejsce: Fioletowe audi Bazylego.
Niestety radość Aurelii i jaszczura trwa krótko. Samochód powoli zwalnia jakby tracił po drodze swoją moc czarodziejską albo niezauważalnie zamieniał się w inny, wolniejszy pojazd. Jaszczur krzywi się, czując, że zbliża się coś złego.
Aurelia: Co się dzieje?
Bazyli: Na razie nic, ale za chwilę…
Auto gwałtownie się zatrzymuje.
Bazyli: No, to koniec naszej podróży. Obawiam się, że dalej musisz iść sama pieszo.
Aurelia ( oburzona ): Jak to?
Bazyli: Moje moce się wyczerpują, a to znaczy, że niedługo powrócę do swojego kształtu pierwotnego?
Aurelia: Jakiego kształtu?
Bazyli: Małej jaszczurki agamy brodatej.
Aurelia: Nie jesteś człowiekiem?!
Bazyli: A co masz coś przeciwko?
Aurelia: Nie, w zasadzie lubię jaszczurki.
Bazyli: Mam nadzieję, że nie trzymasz żadnej w terrarium?
Aurelia: Nie. Mam psa to znaczy miałam, bo mój służący android go zabrał. Nie wiem, gdzie poszedł i czy wrócił?
Bazyli: Wiedziałem, że jesteś dobra i nie męczysz zwierząt.
Aurelia: I dlatego mnie uratowałeś?
Bazyli: Nie dlatego. Od dawna mam na pieńku z Bolelutem. Zabrał mi siostrę i zamienił w człowieka. Nie, to, żebym ludzi nie lubił. W końcu sam od czasu do czasu zakładam na siebie ciało ludzkie, jednak on ją zmusił, raczej zaczarował jak ciebie. Rozumiesz?
Bazyli wyrzuca z siebie słowa z prędkością błyskawicy, bo boi się, że za chwilę jako jaszczurka straci dar mowy. Rozgląda się przy tym na boki jakby niemoc czaiła się gdzieś w pobliżu.
Aurelia: Rozumiem. Dziękuję, że mnie uratowałeś. Nigdy ci tego nie zapomnę i może kiedyś się odwdzięczę.
Bazyli ( wzrusza obojętnie ramionami ): Nieważne. Żebyś tylko cała dotarła do domu. Teraz wybacz, zmykam. Pamiętaj idź pieszo. Nie zatrzymuj żadnych pojazdów.
Aurelia ( dziwi się ): Dlaczego?
Bazyli: Zło nie śpi. Bolelut albo jakiś inny może jechać czymś, co zatrzyma się na tej drodze.
Aurelia: Dobrze. Obiecuję, że pójdę pieszo.
Machają do siebie po raz ostatni. Bazyli skręca na ścieżkę biegnącą przez pole w stronę lasu. Aurelia zostaje na jezdni. Z naprzeciwka nadjeżdża czarny peugeot. Zatrzymuje się przy niej. Z środka wysiada Bolelut z uśmiechem na twarzy.
Bolelut: Co tutaj robisz kochanie?
Akcja wartko się toczy, jest ciekawie. Forma chyba w sam raz dla pisarskiego bloga. Sam bym tak nie potrafił (też mam literackie zapędy), w literaturze lubię jednak ten "gęsty" tekst i detal, jakiś portret postaci. Ale tak jak mówię, Twój pomysł nawet mi się spodobał. 🙂 Łatwo wejść w tę historię. Życzę lekkiego pióra.
Fajne to i czarodzieje i androidy, trochę magii, trochę rzeczywistości, a wszystko przenika się to tak całkiem naturalnie.