Cudowna kłódka, której Eugenia zawdzięczała brak lęku, odleciała w sylwestra 2018 roku. Razem z nią zniknął spokój. I co dalej?
Przystanek.
W życiu każdego człowieka może pojawić się przystanek, jakby przerwa między jednym rozdziałem, a drugim, chwila wytchnienia, choć niekoniecznie. Czasem to wydające się ciągnąć w nieskończoność cierpienie czyli pauza w mroku. Komu się to przydarza i dlaczego?
Eugenia i Stanisława.
Od czasu sylwestra Eugenia budzi się o czwartej rano z uczuciem irracjonalnego lęku. Chce jeszcze spać i kręci się na łóżku, jednak bez skutku. Lęk jest silniejszy. Zmusza do odrzucenia kołdry, rozpoczęcia nowego dnia, choć za oknem jeszcze panuje noc. Większość ludzi, a wśród nich pewnie również Stanisława – koleżanka emerytka – śpi. Może nawet śni im się coś ciekawego. Tymczasem Eugenia męczy się zarówno z zasypianiem jak i z budzeniem. Za to zdarzają się jej niezaplanowane nagłe drzemki. Ostatnio odleciała w niebyt w czasie wizyty Stanisławy. Postawiła herbatę, pokroiła ciasto, usiadła i już jej nie było. Nagle zamiast stołu z czekoladową babką zobaczyła rozległą szarą przestrzeń. Puste okryte martwą ciszą pole. Coś jej mówiło, że niedawno odbył się tu sąd nad kosmitą, który kiedyś pojawił się w jej, Eugenii łazience. Kosmita naraził się, pomagając człowiekowi, wtrącając się i zmieniając losy ludzkie, konkretnie los Eugenii. Serce kłuło, gdy sobie to uświadomiła. Oczy czuły niewidzialne palące promienie słońca, dopóki Stanisława nie wyciągnęła Eugenii z powrotem na jawę.
– I co ty na to?
– Co? – Eugenia poprawiła sztywne ciało na krześle.
– Nie słuchasz mnie – stwierdziła Stanisława. – Mówię o Florentynie. Słyszy głosy i widzi zjawy. Źle z nią i nasza Ola nie potrafi jej pomóc.
– To mnie też nie będzie mogła – mruknęła pod nosem Eugenia i znów przymknęła oczy. Na szarym polu hulał wiatr. Ktoś blisko płakał. Eugenia wiedziała, że to przez nią. Jednocześnie jej plecy przygniótł ciężar jakby schował się w nich wielki ptak.
– To nie ptak, to kłódka – szepnął ten, który płakał, kosmita Miki.
– Widzę, że jesteś zmęczona – Stanisława po raz kolejny przywołała Eugenię do rzeczywistości. – Pójdę już.
– Ależ nie – zaprotestowała Eugenia słabym cichym głosem, zbyt cichym, by mógł dotrzeć do Stanisławy.
Florentyna.
– Oszalałam – pomyślała, otwierając oczy o piątej rano. Dziwne, ale od czasu sylwestra nie mogła spać dłużej. Z zasypianiem też miała problem.
– Tak czy inaczej, muszę iść do lekarza. Tylko czy on mi pomoże?
– Nie pomoże – odpowiedziała zjawa stojąca przy lustrze. Z pozoru zwyczajna kobieta o długich, jasnoblond włosach i twarzy lalki Barbie.
– Nikt i nic ci nie pomoże. Chyba, że …
– Co? Powiedz mi proszę, zanim całkiem stracę zmysły – Florentyna podniosła się z łóżka. Chciała zapalić światło, lecz blondyna powstrzymała ją ruchem ręki.
– Ci – nieznajoma położyła palec na ustach. – Jeszcze się obudzi.
– Kto? – A po ci to wiedzieć? Zresztą, to żadna tajemnica załatwił cię Fafik z planety XVZ143. Wyżywa się na każdym, kto wejdzie mu w drogę. Wstrętny burak.
– Niemożliwe. Nie spotkałam nikogo takiego – oburzyła się Florentyna.
– Spotkałaś. Tylko nie pamiętasz. On zwykle najpierw uderza, potem zabiera pamięć. Ze mną zrobił to samo.
– Ale dlaczego?
Florentyna po raz kolejny spróbowała wyciągnąć coś z pamięci. Niestety oprócz wybuchu w sylwestra i awarii światła, nic się nie pojawiało. Jakby z ciemnością, która zapanowała po wybuchu, rozrosła się w głowie Florentyny pustka. Może straciła przytomność ogłuszona hałasem? W każdym razie jak już otworzyła oczy i doszła do siebie, świat nagle się zmienił. Zaczęła słyszeć i widzieć rzeczy, których nikt inny nie widział i nie słyszał. Zobaczyła nieżyjącą już ciotkę Teresę, uwijającą się w kuchni przy widmowych plackach; nieznajomego w czarnym kapeluszu nasuniętym na oczy i w pasiastych spodniach od piżamy; wiele innych dziwnych postaci. Przechodzili przez mieszkanie Florentyny jak przez korytarz prowadzący do metra, autobusu lub tramwaju. Ona osłupiała stała patrzyła, wreszcie krzyczała i wszystko na próżno, nawet Aleksandra znana w bloku jako uzdrowicielka, bezradnie rozkładała ręce.
– Chodź, szkoda czasu – blond zjawa pociągnęła Florentynę do lustra. Jak na zjawę dość mocno. Chwilę później wydarzyło się coś dziwnego. Florentyna z nieznajomą przekroczyły taflę lustra jakby przeszły na drugą stronę drogi przez gęstą mgłę.
Eugenia i Stanisława.
Tego dnia Eugenia obudziła się o ósmej i ze zdziwieniem zauważyła, że już się nie boi. Irracjonalny lęk gdzieś zniknął. Wstała z łóżka wypoczęta, pełna energii. Zarzuciła na siebie szlafrok i pobiegła pochwalić się Stanisławie swoim świetnym samopoczuciem.
– Wiesz, co się stało? – krzyknęła, gdy tylko koleżanka otworzyła drzwi.
– Florentyna zniknęła – odparła Stanisława.
Czy Florentyna-Alicja poniosła ofiarę w intencji braku lęków Eugenii? Czy kobiety są jak samotne komety, czy gwiazdy świecące w jednej galaktyce? Świetny, niemal teologiczny motyw Mikiego i sądu nad kimś, kto przybył z zewnątrz, by uratować pojedyncze ludzkie istnienie. Mnie też wryło, nie powiem. Czekam na ciąg dalszy 🙂
Anonimowy, ale mi komentarze zaśmieciłeś. Wszystko się zapchało i nie można było dodać komentarza.
Ale mnie wciągnęło. Miałam czas, że nawet w moich snach był mrok choć oczekiwałam spokoju wytchnienia, odpoczynku przede wszystkim. Spokoju który nie przychodził. Super opowiadanie. Czekam na więcej. Pozdrawiam serdecznie
Przystanek w mroku… Każdy "zalicza" takie na swojej drodze.
Takie przerwy po coś są, bo są, to pewne. A to się narobiło…
Skąd ja znam takie bezsenne blade świty… Kiedy mnie dopadają jakieś lęki czy inne, że spać nie mogę, budzę się chociaż niby zmęczona jestem to po prostu idę biegać. Wszystko przechodzi mi jak ręką objął, a czasami nawet jeszcze usnę na godzinkę lub dwie. I lubię nawet ten moment kiedy wszyscy jeszcze śpią, a świat budzi się do życia…
Zaraz się popłaczę.jak tak można?Chcę dalej…………..
Przystanek w mroku… ciekawe.