Ciekawy tytuł, o czym to, pyta Narrator. Nie wiem jeszcze, tak mi się napisało, odpowiadam. Potem sięgam po słownik języka polskiego, żeby spojrzeć, co mądrzy ludzie o krawędziach napisali. Cytuję: linia zetknięcia się dwóch powierzchni przy samym jej brzegu. To jedno z podanych znaczeń. Nie ma w nim nic, co przykułoby moją uwagę na dłużej i jednocześnie jest coś, co nie pozwala odwrócić wzroku.
Pierwszy
– I jak? – pytam Narratora – podoba ci się?
– Ten obraz? Może być widziałem lepsze.
– A krawędzie też widziałeś lepsze?
– Czy ja wiem. Jakoś nie przyglądałem się krawędziom. Nigdy mnie nie interesowały.
– Wiec nic do tego nie napiszesz?
– Miałem coś napisać? Pudełkowy świat Sensbezsensu. Może być?
– Tylko tyle?
– Więcej mi się nie chce. Poproś Podmiot liryczny. On ci coś napisze.
Wzdycham. Wiem, że Podmiot nie przyjdzie, bo Narrator tu siedzi. Podmiot Narratora nie lubi. Narrator też za nim nie przepada. Gdy pojawia się jeden, drugi przyjść nie chce.
– Ty jesteś lepszy – podlizuję się, ale Narrator nie jest głupi, wyczuwa moje intencje.
– Przestań proszę.
– Dobrze, powiedz chociaż, co myślisz, o tych kijach, gwoździach i pudełkach.
– Obowiązkowa telewizornia. Wszyscy, czy chcą, czy nie, muszą oglądać tak jak muszą chodzić do szkoły.
– I ktoś to sprawdza? – dopytuję – i jak sprawdza?
– Nie wiem, co mnie to obchodzi. Nie wystarczy ci tych parę słów, które ci podałem? Resztę sobie dopisz sama i tyle.
– Czemu Narrator tak się złości, gdy pytam go obrazy? – myślę, nie mówię głośno, brak mi do tego odwagi.
Czas się przyjrzeć, co ja widzę na obrazie i gdzie schowały się krawędzie. Jedna długa na horyzoncie daje nadzieję, że tam dalej zaczyna się miejsce bez pudełek i gwoździ. Tam można złapać oddech. Tu się nie da. Krawędzie pudełka, gwoździ, butelek i te, które noszą w sobie ludzie nie pozwalają. Prawdziwy koszmar i zdaje się jeden z fragmentów Sensbezsensu.
Drugi
W wielkiej głowie rośnie wielkie miasto. Tak brzmi moja pierwsza myśl, gdy patrzę na drugi obraz. Narrator się nie odzywa. Pije kawę.
– Czy to na pewno wielkie miasto? – zastanawiam się.
– Małe, parę budynków, ale ci to tam żyją, sądzą, że wielkie na ogromnej kuli – ciągnę dalej, mając nadzieję, że Narrator w końcu przerwie milczenie, ale nie, nie przerywa, więc mówię dalej.
– Ciekawe, czy on wie, że ma to miasto na głowie? Może czasem coś go swędzi i wtedy kupuje sobie szampon do wrażliwej skóry? Jak myślisz?
– Nic nie myślę. Słucham i patrzę. Poza tym kawa się skończyła.
Rozumiem, że to pretekst, żeby opuścić moje towarzystwo. Narrator już taki jest, szybko się nudzi, a ja zawsze próbuję go zatrzymać. Teraz dolewam wody do kawy.
– Nie lubisz oglądać ze mną obrazów – stwierdzam.
– Lubię. Skąd ta myśl, że nie lubię?
– Więc czemu nic nie mówisz?
– Nie wiem, co powiedzieć. Co ten facet trzyma w ręku? Czemu ma taką głowę i takie małe nogi?
– Medytuje. Stara się złapać sens swojego życia. Sens się wymyka. Bezsens rozrasta. Pojęcia nie mam, co trzyma i ile wokół krawędzi.
– Ech, ty i twoje krawędzie. Pójdę już.
– Nie wypiłeś kawy i nie zobaczyliśmy trzeciego obrazu – nie kryję swojego rozczarowania.
– Innym razem.
Krawędzie, ciekawy temat. Nawet dość obszerny. Można by napisać dość pokaźnych rozmiarów tekst. Obrazy wstrząsające. Z drugiej strony świat bez krawędzi były tylko jedną wielką płaszczyzną bezwymiarowy, płaski.