Marcel Kleszcz

Marcel Kleszcz

Naprawdę nazywa się inaczej. Jak? Kim jest? Co sprawia, że patrzę na niego? Pytania wypełniają przestrzeń. Może gdzieś dalej leżą odpowiedzi, ale czy na pewno i czy leżą, nie siedzą i nie stoją? Czy coś powiedzą?

Autor obrazu: Rene Magritte

Imię i nazwisko

Są jak kartka na twarzy postaci z obrazu. Bez znaczenia. Można je czymś zastąpić. Kolejną kartką? Nieważne czym. Te nowe przykleiło życie. Stare dała szalona matka między jednym, a drugim pobytem w psychiatryku.

– Ja wcale nie chciałam tego dziecka – wyznała psychologowi.

– Nie będziesz się nim zajmować? – zdziwił się.

– Niech ojciec się nim zajmie. Ale ojciec nie miał czasu. Dziadkowie też nie. Zabrała go ciotka.

Ciotka

Tak naprawdę wcale nie chciała być ciotką. Los zmusił ją do tej roli. Los, stuknięta siostra i szwagier niezły gagatek. Czasem trzeba, bo inaczej się nie da, mówiła sobie, zaciskając zęby za każdym razem, gdy coś nie szło po jej myśli, a wiele nie szło, choć bardzo się starała. Wysłała Marcela na wszystkie możliwe zajęcia dodatkowe, żeby tylko nie stał się taki jak jego matka i jego ojciec, żeby nie utknął pod budką z piwem albo w szpitalu dla wariatów.

– Ciociu, kiedy ja będę miał czas dla siebie? – pytał Marcel.

– Czy już odrobiłeś lekcje? – odpowiadała.

– Jeszcze pożałujesz, że nie chciałaś ze mną rozmawiać.

Czy od tych słów wszystko się zaczęło? Czy już wtedy Marcel był kleszczem?

Sen

Przyśnił mu się, czy naprawdę się przed nim pojawił? Mężczyzna w długim czarnym płaszczu, czarnym meloniku i z długą siwą brodą. Usiadł na krześle obok jego, Marcela łóżka.

– Wiesz, kim jestem? – zapytał.

Marcel nie wiedział, jedynie czuł, że musiał kiedyś poznać tego faceta, ale gdzie i kiedy?

– Przypomnij sobie.

– A pan nie może mi powiedzieć?

– Chcesz, pokażę ci swoją energię.

Z rękawa płaszcza zaczęły wychodzić kleszcze. Nieznajomy roześmiał się, widząc przerażenie na twarzy Marcela.

– Nadal nic nie pamiętasz?

– Chciałbym, ale nie.

– To nic synu, czas ci pokaże.

Teraz dopiero Marcel zauważył wiszący na ścianie zegar inny niż ten, który zwykle tam wisiał. Zegar w kształcie kleszcza.

– Kim pan jest i czego pan chce ode mnie? – odważył się zapytać. W odpowiedzi usłyszał jedynie śmiech.

Dom dziecka

Ciotka zginęła w wypadku. Siedziała w autobusie, gdy ten zderzył się z ciężarówką. Marcela nikt nie wziął, więc znalazł się w domu dziecka.

– Teraz mnie się będziesz słuchał – oznajmiła dyrektorka.

– Zobaczymy – mruknął pod nosem Marcel.

– Wiesz co robić synu – odezwał się facet ze snu, który teraz często do Marcela przemawiał.

Nie wiedział, ale wszystko znów samo się działo. Dyrektorka spadła ze schodów. Skręciła kark. Marcel nie płakał. Czuł, że przyjdzie ktoś nowy i ten ktoś też umrze. Tak musi być. Taka jest kolei rzeczy. Zginie każdy, kto nie chce żywić kleszcza, a ten, kto go żywi również umrze.

Miłość

Miłość cię uratuje. Kto to powiedział? Czy Marcel naprawdę usłyszał te słowa?

– Nie ma takiej opcji – śmiał się Koszmar. Tak Marcel nazwał faceta z kleszczami.

Marcel nic nie powiedział. Już nie gadał z Koszmarem.

Alicję poznał przez internet na jednym z mediów społecznościowych. Nijaka blondynka, a jednak coś do niej poczuł. Co i dlaczego do niej? Może sposób, w jaki o sobie mówiła, a może to, że się chwaliła, że potrafi zabić każdego kleszcza i każdy koszmar. W domu miała kolekcję książek o śmierci.

– Pokażesz mi je? – zapytał.

– Czemu nie… – odparła. Ani trochę nie bała się wpuścić obcego faceta do swojego małego mieszkania.

– Widzę, że chciałabyś poznać śmierć z bliska – mruknął Koszmar, który wciskał się w każdy kąt za Marcelem. Alicja go nie widziała i nie słyszała. Marcel też go nie dostrzegał. Rozbierał wzrokiem Alicję. Gdy wreszcie odważył się jej dotknąć, z jego palców przeskoczyła iskra i rozpaliła się na skórze Alicji. Kobieta płonęła, a Marcel nie potrafił jej uratować. Koszmar zanosił się śmiechem.

Śmierć

– Śmierć nas rozdzieli – pomyślał Marcel.

– Czyja śmierć, moja, czy twoja? – roześmiał się Koszmar.

– Wszystko jedno, dłużej z tobą nie wytrzymam.

– Oni też nie wytrzymali – Koszmar wskazał na chodzące wokół niego kleszcze. – Poza tym jesteś tchórzem. Nikogo i niczego nie zabijesz.

– Zobaczymy. To słowo zawsze działało cuda, chociaż dotychczas sprawdzało się na zwykłych ludziach. Koszmar nie był zwykły. Pewnie też nie był człowiekiem. Czym on właściwie był? I co może skutecznie przepędzić jego i otaczające go kleszcze? Odpowiedź tak jak Koszmar pojawiła się we śnie.

– Chętnie go zjem – powiedziała wielka ropucha. – Uwielbiam kleszcze.

– Świetnie – ucieszył się Marcel, a ropucha wskoczyła na fotel, na którym siedział Koszmar.

P. S. Narrator nie chciał na to patrzeć, więc uciekł i nie widział, jak Koszmar zniknął. Razem z nim kleszcze i niestety również sam Marcel.

Autorem obrazu w tle jest Mihai Criste

0 0 votes
Ocena
Subscribe
Powiadom o
2 komentarzy
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
View all comments
23 września 2024 19:11

Tak, niektórzy ludzie są jak pasożyty – żerują na innych. Możliwe że wyczuwają ich słabość? Kleszcze najczęściej dopadają osobniki chore

2
0
Would love your thoughts, please comment.x