Wejście-wyjście-wejście

Wejście-wyjście-wejście

Za górami, za lasami, za granicą życia i śmierci w Sensbezsensie zawsze są jakieś wejścia i wyjścia, o czym za chwilę przekona się wampir Filip.

Autor obrazu: Rene Magritte

Miejsce, czas, bohaterowie

Miejsce: Sensbezsens

Czas: Nieokreślony

Bohaterowie: Filip – kiedyś zwykły facet koło 40, teraz trochę wampir, trochę człowiek; Wiktor – wampir; Piernik – przewodnik po Zielonej Pustyni; Czesia – małpka pluszowa.

Dialog 1

Miejsce: Wnętrze magicznego guzika. Dalej Zielona Pustynia. 

Filip zauważa okno w ścianie naprzeciwko. Wcześniej go tutaj nie widział. Podchodzi bliżej. Odkrywa, że można tędy wyjść na zewnątrz.

Filip ( myśli ): Niemożliwe. To jakiś podstęp albo sen. 

Szczypie się w rękę. Czuje ból, więc zakłada, że otwarte okno istnieje na jawie, a nie we śnie. Można przez nie spokojnie wyjść na trawę, część Zielonej Pustyni. Filip nie zastanawia się ani chwili dłużej. Wychodzi. Wita go śpiew ptaków, zapach trawy i kwiatów i jeszcze Piernik. Mężczyzna z twarzą pełną zmarszczek i kapeluszem w kształcie czekoladowego piernika-serduszka.

Piernik: Cześć. Piernik jestem.

Filip ( patrzy na niego zdziwiony ): Filip.

Piernik: Miło mi. Pewnie się zastanawiasz co tutaj robię?

Filip: A co robisz?

Piernik: Czekam na turystów. Jestem przewodnikiem po Zielonej Pustyni.

Filip ( uśmiecha się ): I co? Dużo ich tutaj, tych turystów?

Piernik ( z dumą ): Jesteś pierwszy, więc należy ci się moja usługa gratis.

Filip: Nie jestem turystą.

Piernik ( wzdycha ): A może jednak? Może chciałbyś, żebym ci coś pokazał lub gdzieś zaprowadził?

Filip: Tak. Zaprowadź mnie do Pana Losu.

Piernik: Tylko tyle?

Filip: Aż tyle.

Piernik ( znów wzdycha ): Wszyscy chcą do Pana Losu. Nikt na Zieloną Pustynię, a przecież ona jest ciekawsza niż Pan Losu.

Filip: Jacy wszyscy, przecież mówiłeś, że jestem pierwszy?

Piernik: Niby tak. Poprzedni ani z mojego, ani z twojego punktu widzenia się nie liczą. Poszli sobie do Pana Losu.

Filip: Znaczy się, zaprowadziłeś ich.

Piernik: Pokazałem drogę. Widzisz to ta po lewej. 

Filip patrzy we wskazanym kierunku. Ścieżka wije się w blasku słońca między trawą, kwiatami i dalej drzewami.

Filip: Ta słoneczna? 

Piernik: Tak. 

Filip odwraca się. Odchodzi, a Piernik woła za nim. 

Piernik: Pan Losu ci nie pomoże. On jest iluzją. Tutaj prawda nie istnieje. 

Filipowi przez chwilę się wydaje jakby powietrze wokół zafalowało, a ktoś szeptał: wejście.

Dialog 2

Miejsce: Inna część Zielonej Pustyni. Inny czas. 

Wampir Wiktor przedziera się przez krzaki i gałęzie lasu i wreszcie wychodzi na lśniącą w blasku księżyca trawę. Już chce iść dalej, gdy w miejscu zatrzymuje go nieznany głos. 

Piernik: Cześć. Piernik jestem. 

Z cienia wyłania się mężczyzna z twarzą pełną zmarszczek i w kapeluszu jakby z czekoladowego piernika-serduszka. Wiktor zdziwiony patrzy na niego. Co robi tutaj ten facet o tej porze? Dlaczego go zaczepia? Nie boi się, że Wiktor może go zabić?

Piernik ( odzywa się jakby czytał w myślach Wiktora ): Nie boję się. Wiem, że mi nic nie zrobisz, nawet jeśli zabijesz.

Wiktor ( jeszcze bardziej zdumiony ): Nie boisz się śmierci?

Piernik: Nie.

Wiktor: Dlaczego?

Piernik: Śmierci tu nie ma i życia też. Jedynie iluzja.

Wiktor: Pierniczysz.

Piernik ( śmieje się ): Bo jestem Piernik.

Wiktor: Błazen.

Piernik: Nie, przewodnik po Zielonej Pustyni. Zaprowadzić cię gdzieś?

Wiktor: Jak już chcesz, to pewnie. Do Pana Losu.

Piernik ( wzdycha ): Jeszcze jeden.

Wiktor: Jak to?

Piernik: Każdy pyta o niego. Nikogo nie obchodzi Zielona Pustynia, a zapewniam cię, że jest o wiele ciekawsza od tego starego pierdziela.

Wiktor: Dobra, dobra. Pokaż drogę, a może cię nie zjem.

Piernik: A zjadaj sobie, ale uprzedzam nie łatwo strawić moją krew. Poza tym niesmaczna. Co do ścieżki to ta z lewej. Widzisz? 

Wiktor patrzy na wskazaną mu przez Piernika drogę. Cała w blasku prawie okrągłego księżyca. Kwiaty rosnące przy niej wydają się zimno-fioletowe. 

Wiktor: Widzę. 

Choć na początku chciał skosztować krwi Piernika, teraz całą uwagę zajmuje mu droga. Odchodzi, a Piernik krzyczy za nim.

Piernik: Nie warto iść do niego. Stary pierdziel i iluzja. Wszystko jest iluzją. 

Jakby w odpowiedzi na ostatnie słowa Piernika, Wiktor widzi jak kwiaty, trawa, księżyc zamazują się niczym pustynna fatamorgana.

Mimo to wampir idzie dalej.

Dialog 3

Miejsce: Dom Pana Losu. Jajo mądrości

Filip się cieszy. Upaja go od tak dawna oczekiwany widok. Przepełnia go pewność, że właśnie widzi dom Pana Losu. Niedługo odzyska swoją dawną osobowość. Nigdy więcej już nikogo nie zabije. Nigdy nie poczuje głodu krwi. Znów stanie się zwykłym człowiekiem. Podchodzi do połyskujących bielą drzwi jaja. Puka, ale nikt nie odpowiada. Naciska klamkę. Drzwi się otwierają. Wchodzi do długiego białego przedpokoju. Na końcu następne drzwi. Tym razem wahadłowe z napisem: wejście-wyjście-wejście. Prawie jak na poczcie, w banku, w ważnym urzędzie. 

Filip czuje jak skóra na ciele mu cierpnie, włosy stają dęba. Iskry przelatują z jego palców na drzwi, które popycha. Przechodzi do pierwszego pomieszczenia, dużego pokoju, którego ściany, sufit, meble pomalowane są na czerwono. Na kanapie siedzi czerwona pluszowa małpka. 

Czesia: Cześć, jestem Czesia. Oprowadzę cię po domu Pana Losu.

Filip ( zdziwiony ): Nie musisz. Chcę tylko zobaczyć się z Panem Losu.

Czesia: Właśnie do niego cię zaprowadzę. 

Filip: Dziękuję, ale nie potrzebuję pomocy.

Czesia: Każdy tak mówi i każdy się gubi. Idź za mną albo idź sam i zobaczymy, gdzie dojdziesz. 

Czesia wstaje i kieruje się w stronę czerwonych schodów na górę. Filip po chwili wahania idzie za nią. 

Następny pokój na piętrze jest pomarańczowy. Na okrągłym stoliku czeka na nich napój w tym samym kolorze.

Czesia: Usiądź. Napij się.

Filip ( zły ): Nie traćmy czasu na głupoty.

Czesia ( uśmiecha się nieszczerze ): Chodźmy więc.

Pokonują piętro za piętrem, kolor za kolorem, żółty, zielony, niebieski, fioletowy, purpurowy. Filip na końcu traci siły, choć pokonał zaledwie siedem pięter. Pot spływa mu z czoła na oczy. Nogi się trzęsą. Mięśnie robią się ciężkie. Czesia tymczasem skacze radośnie.

Czesia: Widzisz, nie chciałeś się zatrzymać i masz za swoje.

Filip: Zamknij się.

Czesia ( klaszcze ): Bo co? Co mi zrobisz?

Filip: Gdzie jest Pan Losu?

Czesia ( śmieje się ): Nie ma go. Wyszedł na spacer. 

Rozzłoszczony Filip próbuje ją złapać i zniszczyć. Bez skutku. W biegu traci ostatnie siły. Pada na purpurową podłogę. Jego świadomość zapada się w nicości.

Dialog 4

Miejsce: Dom Pana Losu.

W całkiem innym czasie, bo nie w dzień, a w nocy do Jaja Mądrości, domu Pana Losu zbliża się wampir Wiktor. Przepełnia go duma. Wreszcie osiągnął swój cel. Teraz wystarczy, że wejdzie do środka. Przyciśnie Pana Losu i ten na pewno powie mu wszystko. Póki co ciągnie za klamkę. Przechodzi przez próg, długi przedpokój. W czerwonym pokoju czeka już na niego małpka Czesia. 

Czesia: Cześć. Jestem Czesia. Oprowadzę cię po domu Pana Losu.

Wiktor: Spadaj. Sam się oprowadzę.

Wiktor idzie w stronę schodów na górę. Czesia za nim.

Czesia: Beze mnie nie dasz rady.

Wiktor ( groźnie ): I dlatego za mną leziesz? A wiesz kim jestem?

Czesia: Dużym komarem.

Wiktor: I co nie boisz się?

Czesia: Czego? Tu i tak nic nie jest prawdziwe.

Wiktor: Ważne, żeby Pan Losu był, reszta nie musi.

Na stoliku w pokoju pomarańczowym stoi szklanka z pomarańczowym napojem. Wiktorowi kojarzy się ze smaczną oranżadą z dzieciństwa. Podchodzi i wypija wszystko jednym haustem. Czesia się śmieje.

Wiktor: Z czego się cieszysz?

Czesia ( robi poważną minę ): Jakbym ci teraz powiedziała, że Pan Losu naprawdę nie istnieje, uwierzyłbyś?

Wiktor macha niecierpliwie ręką i idzie dalej. Wspina się po kolejnych schodach do żółtego pokoju.

Wiktor: Głupoty gadasz.

Czesia: Sam zobaczysz.

Wampir już jej nie słucha. Idzie dalej. Wdrapuje się po schodach. Przechodzi przez pokoje i ich kolory. Na samej górze traci siłę.

Wiktor: Gdzie jest ten cholerny Pan Losu?

Czesia: A widzisz, nie mówiłam?

Wiktor: Co?!

Czesia: Iluzja. Nie ma go.

Wiktor ( zły ): Ja ci pokażę iluzję.

Czesia ( cieszy się ): Pokaż, pokaż.

Małpka zwinnie skacze między próbującymi ją złapać rękami. W końcu wampir pada na podłogę ostatniego purpurowego pokoju. Obraz przed jego oczami faluje. Znika. Razem z nim świadomość Wiktora. 

Epilog

Znacznie później Filip budzi się we wnętrzu guzika, a Wiktor w lesie. W domu Pana Losu wciąż trwa gra.

P. S. W innych miejscach też. Jak się naprawdę skończy? Jeszcze nie wiem. Tak, dawna ja nie wiedziała. Ja obecna wie, a Wy dowiecie się w swoim czasie czyli za dwa tygodnie.

Część poprzednia: W dzielnicy ślepców nie sprzedaje się luster

Autorem obrazu w tle jest Toon Hertz.

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

0 0 votes
Ocena
Subscribe
Powiadom o
4 komentarzy
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
View all comments
4 lutego 2018 09:31

Mam wrażenie, że każdy z nas chciałby się dostać do Pana Losu, by odczarował jego życie 🙂 Fajne opowiadanie, czekam na dalsze losy wampira nie wampira 🙂

30 stycznia 2018 16:22

wrednawa ta w tym czerwonym 😉

4
0
Would love your thoughts, please comment.x