Za górami za lasami w jednym z wielu szarych bloków żył sobie pół wampir, pół człowiek. Jak to się stało, że nosił w sobie te dwie niepasujące do siebie połowy? Czy bardzo mu przeszkadzały, czy ani trochę? Co o nim mówili inni ludzie, a co wampiry? Co on sam o sobie mówił? Czy w ogóle coś mówił?
Nocą.
Czasem nocą, gdy nie mógł zasnąć, siadał na huśtawce przed blokiem, zamykał oczy i udawał, że nie istnieje. On Konstant Żółty nigdy się nie urodził. Nikt nie nadał mu imienia Konstant, ani dziwacznego nazwiska Żółty. Tkwił w wielkiej pustce, niebycie, nie oddychał, nie myślał i przede wszystkim nie był sobą. Wyobrażał sobie swoją pustkę jako mgłę pozbawioną koloru. Swoją formą, kształtem rozchodziła się po całym ciele, zabierała wszystkie ważne dla świata szczegóły, dawała upragnioną wolność od ciężaru, jaki niosła ze sobą zwyczajna rzeczywistość. W rzeczywistości pracował w szkole jako woźny. Musiał pilnować szkolnego porządku, pamiętać, żeby zamknąć szatnię, włączyć dzwonek i takie tam pierdoły. Uczniowie, nauczyciele, dyrektor, prawie wszyscy patrzyli na niego z góry. Czy powinien zmienić pracę? Czy wtedy już wszystko będzie w porządku? Nie, chyba nie o to chodziło.
Po obiedzie.
Po obiedzie czas się zatrzymywał. Konstant ucinał sobie drzemkę w głębokim, niebieskim fotelu. Budził się Wiktor ( przez duże czarne „w” na początku i małe czerwone „r” na końcu ). Wiktor potrafił zmieniać postać. Nic więc dziwnego, że wylatywał jako mucha przez uchylone okno. Swoich ofiar szukał w różnych miejscach, nawet w jaskrawych tłocznych marketach i ciemnych spokojnych kościołach. Niezauważony przysiadał na wybranej osobie i wędrował z nią tam, gdzie mógł ją spokojnie skonsumować. Zazwyczaj wszystko szło gładko. Nigdy nie pojawiała się żadna przeszkoda. Wiktor zanurzał zęby w żyłach kobiety, mężczyzny lub dziecka, szybko połykał czerwony strumień energii, żeby po chwili stwierdzić, że ma dosyć, najadł się i może wrócić do swojego nosiciela, jak nazywał Konstanta. Porzucone przez niego ofiary też wracały, do mężów, żon, kolegów, przyjaciół, rodziny. Ze spotkania z Wiktorem pozostawało im tylko dziwne uczucie osłabiania i zawroty głowy. Jednak dolegliwości z czasem mijały. Nie działo się nic złego. Zdaniem Wiktora nic się nie działo. Wszystko to do czasu. Pewnego dnia Wiktor trafił na ofiarę, która umiała się obronić, więcej, potrafiła też zabić.
Daria.
Tak jak Konstant nosiła w sobie dwie różne części. Jedna, zwykła dziewczyna chodziła do klasy maturalnej. Druga, wiedźma walczyła ze złymi istotami, między innymi wampirami.
Pewnego dnia, gdy Daria wracała ze szkoły, usiadła na niej mucha, a Daria od razu poczuła, że mucha, nie jest zwyczajną muchą. No, to się zabawimy, pomyślała dziewczyna i skręciła na cmentarz, gdzie o tej porze, godzina druga po południu, niewielu było ludzi.
– Idealne warunki, żeby cię zabić – powiedziała, gdy Wiktor wreszcie się pojawił w swojej prawdziwej postaci.
– Jeszcze zobaczymy, kto kogo zabije – odparł i niestety chwilę później już nie żył.
Konstant.
Podskoczył na swoim niebieskim fotelu. Coś się stało, ale co? Nie wiedział. Coś wyrwało go z drzemki. Czuł, że ani tego dnia, ani tej nocy już nie zaśnie. Czas spania się skończył, a jawa tak strasznie boli. Zabiję się, zdecydował. Nie chcę już dłużej się męczyć. Życie nie ma sensu.
Koniec.
Narrator stwierdził, że to co autorka napisała, ani trochę nie przypomina bajki. Nudne i głupie. Brakuje ładnego zakończenia. Konstant po śmierci Wiktora powinien poczuć ulgę. Tymczasem postanowił się zabić i pewnie się zabił. Dlaczego? Czy autorka nie mogła wymyślić czegoś innego? Narrator złości się i krzyczy. Obiecuje, że już nic, nigdy więcej nie napisze. Autorka wyjaśnia, że Wiktor był połową Konstanta i bez niego Konstant czuł się tak jakby ktoś mu zabrał rękę, nogę albo część żołądka, na pewno dużą porcję serca. Poza tym czas na morał.
Morał.
Nie wiesz, co, kto w tobie siedzi. Może nawet nie chcesz wiedzieć, boisz się poznać prawdę. Dobrze być całością, nie połową i najlepiej człowiekiem, choć wśród wampirów lepiej wampirem. Ci, którzy są inni, mają pod górkę i zdarza się, że źle kończą.
P. S. Może chcesz dodać swój własny morał? Żal Ci trochę Wiktora? Czy bardziej żal Ci Konstanta?
Autorem obrazu w tle jest Andriej Popow.
Świetne opowiadanie – wiedziałam, że woźni w szkole to podejrzane typy, kto wiem, co im tam w głowach siedzi. 🙂
Intrygująca bajka. W sumie trochę makabryczna. Człowiek wampir i na dodatek mucha w którym mieszka ciemność lub nicość. Jestem Aniu pełna podziwu dla Twojej wyobraźni. Niezłe zestawienie do koloru żółtego. Koloru wiosennych narcyzów, pierwiosnków i kaczeńców, jaskrów i mleczów. Serdeczności <3