Do bloku, w którym mieszkają Eugenia i Stanisława, wprowadza się nowa lokatorka. Kim jest? Skąd się wzięła? Czy potrafi pogodzić skłócone ze sobą emerytki?
Rozmowa.
Duch Ludwik zawsze ma wiele do powiedzenia, gdy Janek-Janka zaczyna pisać na swoim blogu albo na Facebooku.
– I po co tyle piszesz? Nikt tego nie czyta, nawet nie patrzy na to – śmieje się Ludwik za każdym razem, gdy chce przyciągnąć uwagę Janka-Janki.
– A ciebie nikt o zdanie nie pyta – burczy pod nosem Janek-Janka.
– Dobra, możesz sobie pisać, tylko mi powiedz, czemu one już nie są razem?
– Jakie one? – Janek-Janka jak zwykle wchodzi w niechcianą wymianę zdań z powodu swojej ciekawości. O co chodzi temu Ludwikowi?
– Twoje sąsiadki Eugenia i Stanisława.
– One? Czy ja wiem? Ani trochę mnie to nie obchodzi.
– Matkę zapytaj. Ona na pewno wie.
– Sam sobie pytaj, jak ci tak na tym zależy.
– Jestem duchem, zapomniałaś?
– Co z tego?
– Nie usłyszy mnie.
– To dlaczego ja ciebie słyszę?
– Bo ty jesteś wyjątkowo durna baba.
– Jak durna to po co ze mną gadasz? Janek-Janka po raz kolejny odwraca się w stronę ekranu. Niestety już nie pamięta, co chciał napisać, zanim Ludwik mu przerwał. Ze złości rzuca poduszką w stronę sufitu, tam, skąd dochodzi głos Ludwika.
Eugenia.
Przez okno w kuchni przygląda się nowej sąsiadce. Przyjechała żółtym vanem. Dwóch mężczyzn pomaga jej wnieść fotel na biegunach i jakieś skrzynie. Meble? Czy zamieszka w nawiedzonym mieszkaniu, czy może razem z dziwaczką z góry, z tą co uważa się za faceta i ma schizofrenię? Ciekawe. Nowa swoim jaskrawym strojem pasuje do dziwaczki. Może Aldona wreszcie znalazła kogoś dla swojej głupiej córki? Pomarańczowa kurtka, zielony szalik i do tego różowy kapelusz. Ile ona ma lat, że tak się ubiera? Szkoda, że Eugenia z nikim już o tym nie może pogadać. Klementyna nadal rozpacza po Karolu, Todzia i Rozalia zajęte są sobą, reszta się nie liczy. Jednak do gadania najlepiej nadawała się Stanisława, ale telewizja i inni pomieszali jej w głowie. Teraz chodzi jak te kobiety z dalekich krajów, prawie tak samo jak one zakryta, dwie maski, jedna z materiału, druga z folii.
– Szkoda mówić – burczy Eugenia pod nosem.
Gdy próbuje odwrócić uwagę w stronę niepozmywanych naczyń, rozlega się dzwonek do drzwi.
– Kogo licho niesie? Stanisława? – Eugenia mimo wszystko ma nadzieję, że jej dawna przyjaciółka zmądrzała i przyszła się z nią pogodzić, lecz na progu stoi nowa lokatorka.
Stanisława.
Od rana źle się czuje. Bolą ją mięśnie, drapie gardło, z nosa leci. Czyżby zły wirus jednak ją zaatakował? Wzięła trzy dawki szczepionki, ale może za późno albo należy do tych, którzy i tak chorują. W końcu szczepienie to nie cudowne antidotum. Mówili przecież, że nie chroni w stu procentach. Teraz powinna zadzwonić do lekarza, może nawet do sanepidu, koniecznie zrobić test, zamknąć się, nie zarażać innych.
Jakby w odpowiedzi na ostatnią myśl, ktoś dzwoni do drzwi. Przez wizjer w drzwiach Stanisława widzi kobietę, która się tu niedawno wprowadziła.
– A ta czego chce ode mnie? Ciekawość jest zbyt wielka, żeby udawać, że nie ma jej, Stanisławy w domu.
– Jestem chora. Lepiej, żeby pani sobie poszła.
– W takim razie zostawię pani swoje ciasto na wycieraczce razem z listem od pani przyjaciółki.
– List od przyjaciółki? Od jakiej przyjaciółki? Ja nie mam żadnej przyjaciółki.
– Od Eugenii. Dała mi go, gdy u niej byłam.
– I co? Teraz czeka pani na odpowiedź? – dziwi się Stanisława.
– Nie, już sobie idę. Nieznajoma schodzi na dół. Ciekawe do jakiego mieszkania się wprowadziła, ale jeszcze ciekawsze, co takiego napisała Eugenia. Może ją Stanisławę przeprasza, bo bez niej czuje się samotna? Tak, na pewno. Gdyby nie rozrywający klatkę piersiową kaszel, Stanisława chętnie by krzyknęła, a nie mówiłam, nie mówiłam, że przyjdzie koza do woza, że sama długo nie wytrzyma, że jeszcze będzie się prosiła o jej, Stanisławy towarzystwo.
Celestyna.
Wreszcie w swoim domu. Z dala od głupiego męża i teściów. Ile lat z nim zmarnowała. Dobrze, że w końcu się uwolniła, wyprowadziła się i jest u siebie. Gdyby jeszcze Oni dali jej spokój, przestali wymyślać dziwne zadania, nie odzywali się, nie powtarzali wciąż, że jest głupia. Na razie siedzą cicho, więc może podobało im ostatnie wykonane przez nią polecenie. Zrobiła jak chcieli, zaniosła ciasto dwóm emerytkom i list niby napisany przez tą drugą. Obie się zachwyciły. Wątpi, żeby domyśliły się, kto naprawdę to napisał, chociaż nigdy nic nie wiadomo. Zmęczona Celestyna kładzie się do łóżka z nadzieją, że teraz wszystko dobrze się ułoży.
P. S. Narrator chciałby jeszcze coś dodać, ale nie bardzo wie, co. Dlatego w milczeniu czeka na dalszy ciąg wydarzeń. Jak myślicie, uda się pogodzić Eugenię i Stanisławę? Czy warto wracać do kogoś, kto nas raz zawiódł?
Autorem obrazu w tle jest Inge Look.
Eugenia i Stanisława to ciekawe osobowości. Zawsze z zainteresowaniem śledzę ich poczynania. Mam nadzieję, że Celestyna pomoże im się pogodzić, a przy okazji odzyska spokój.
Piękny śnieżny piątek mamy w Chorzowie. A jak piątek, to bardzo dużo z nas się cieszy. W sobotę jak zdecydujemy, że możemy wyłączyć czas, to spędzimy dzień zgodnie z tym co nam sprawia przyjemność, Fajne Twoje opowieści, choć trochę gorzkie. Aniu dobrego dnia <3