Za górami, za lasami, gdzieś bardzo daleko żyła sobie kobieta, która marzyła o podróżach w przestrzeni kosmicznej. Dlaczego tak wysoko sięgały jej marzenia? Czy ktoś, coś ściągnęło je na dół? Co ma z tym wspólnego granatowy?
Czarownica.
Dawno temu, gdy Zosia była jeszcze Zosią, nie Zofią, przez podwórko przeszła czarownica. Dzieci bawiły się w piaskownicy i na trzepaku. Żadne nie zobaczyło czarownicy. Widziały tylko starą kobietę ciągnącą dziecinny wózek spacerowy ze śmieciami. Jedynie Zosia spojrzała w oczy nieznajomej i nagle ogarnęła ją ciemność. Nie, nie zemdlała. Znalazła się w innym świecie wśród błyszczących małych punkcików i bezkresnej przestrzeni. Po raz pierwszy w życiu czuła się wolna. Poza tym strasznie była ciekawa, gdzie leci, bo na pewno gdzieś leciała i nie na skrzydłach jak ptak lub anioł, lecz na pokładzie dużego statku kosmicznego.
– Podoba ci się? – zapytała czarownica, która stała obok. – Jeśli tak, od dziś to będzie twoje marzenie.
Zosia nie zaprotestowała, więc stało się tak, jak powiedziała czarownica.
Dlaczego?
Nad tym Zosia się nie zastanawiała. Lubiła swoje marzenie. Uciekała w czarno-granatową przestrzeń za każdym razem, gdy coś się źle działo, gdy dzieci nie chciały się z nią bawić, gdy dostała w szkole złą ocenę, gdy się źle czuła, gdy mama się gniewała, gdy nic jej się nie chciało albo nie wiadomo co się chciało itd. itp. Dopiero Zofia zauważyła, że poza marzeniem, życie ani trochę się jej nie podoba.
– Musisz się pozbyć tego marzenia. Ono jest nierealne – stwierdziła poproszona o radę wróżka.
– Jak mam się pozbyć marzenia i dlaczego mam się go pozbyć? Lubię swój statek i granatową przestrzeń kosmiczną.
– Przestrzeń kosmiczna nie jest granatowa.
– Skąd to wiadomo?
– Ludzie byli na Księżycu.
– Na pewno byli?
Wróżka westchnęła. Nie dało się rozmawiać z Zofią. Po co ona w ogóle tutaj przyszła, jeśli i tak niczego nie chce w swoim życiu zmienić.
– Rób to, co uważasz za słuszne, ale od czasu do czasu zapytaj siebie, co daje ci twoje marzenie.
I tak się skończyła pierwsza i ostatnia rozmowa Zofii z wróżką.
Zmiana.
Wydawało się, że marzenie się nie zmienia, że Zofia wciąż lata tym samym statkiem w tej samej przestrzeni. Ale to było tylko złudzenie. Zosia urosła i stała się Zofią. Czas powoli przykrywał ją zmarszczkami. Na statku zaczęły się pojawiać białe plamy, najpierw małe, potem coraz większe. Na próżno Zofia wytrzeszczała oczy, żeby coś zobaczyć, wyciągała ręce żeby coś poczuć, a uszy, żeby coś usłyszeć. Przestrzeń znikała, pozostawiając jedynie dziwny niesmak w ustach. Wtedy Zofia po raz kolejny spotkała czarownicę.
– Jesteś za stara na marzenia. Czarownica ani trochę się nie zmieniła i wciąż ciągnęła wózek ze śmieciami.
– Co?! Nikt nie jest za stary na marzenia.
– Jest – upierała się czarownica. – Jeśli nie oddasz mi marzenia, ono cię zje. Znikniesz, rozumiesz?
– Kto daje i zabiera, ten się w piekle poniewiera.
– Dobrze, pozostań ze swoją mądrością. Zobaczymy jak daleko cię zaprowadzi.
I tak czarownica odeszła. Marzenie zostało.
Kosmiczna próżnia.
Następnym razem, gdy Zofia uciekła w swoje marzenie, coś ją wyrzuciło ze statku prosto w groźną kosmiczną próżnię. To nic, że nadal była granatowa. Kolor nie dawał już żadnej otuchy. Zofia leciała do wielkiej białej dziury. Tak, białej, nie czarnej. Zofia wiedziała, że w dziurze kryje się niebyt, że ją wchłonie i nigdy nie wypuści z powrotem do rzeczywistego świata.
Epilog.
Padał deszcz, kiedy lekarze stwierdzili, że już nic nie da się zrobić. Małe i duże krople spływały po szybie szpitalnego okna. Na łóżku leżało pogrążone w śpiączce ciało Zofii. Gdzieś tam w głębi ukrywała się jej świadomość.
– Czy naprawdę nie ma już żadnej nadziei? Matka Zofii bezskutecznie próbowała zatrzymać łzy gromadzące się w kącikach oczu.
– Nawet jeśli się obudzi, jej mózg nie będzie normalnie funkcjonował.
Wyrok zapadł, a razem z nim cisza. Jaką decyzję podejmie rodzina Zofii? Czy odłączą ją od aparatury podtrzymującej życie? Narrator nie czekał na odpowiedź, wyszedł.
Morał.
Uważaj, o czym marzysz. Nie za każdym marzeniem warto podążać. Czasem trzeba się przesiąść z jednego marzenia do innego. Tyle, że nie zawsze to inne stoi i czeka. Bywa, że ukrywa się pod grubą warstwą kurzu, farby, lakieru, piasku, kamieni itp. itd. Czy można by coś jeszcze do tego dodać? Autorka nie wie. Narratora wciąż nie ma.
Bardzo podoba mi się Twoje opowiadanie. Jak byłam dzieckiem, co zakrywałam oczy rękoma, a wtedy pojawiał się kosmos rozświetlany gwiazdami, ale nigdy nie był czarny. Czasem jeszcze zdarza mi się tak robić. Myślę, że warto mieć choć jedno niewłaściwe marzenie, nawet jak się nie spełni. Najwyżej mnie zje 😉
Świetna opowieść i morał całkiem z niej dobry. Trzeba uważać faktycznie na marzenia i od czasu do czasu sprawdzać dokąd nas ono prowadzi, by nie przemarzyć życia, zamiast żyć. Pozdrawiam serdecznie Aniu 🙂