Na wiosnę czuje potrzebę zmiany, konieczność ucieczki przed otaczającym go miejskim krajobrazem, upierdliwymi sąsiadami, jednak przede wszystkim przed duchem Ludwikiem. Wie, że zazwyczaj duch jedzie za nim, lecz nadal się łudzi, że tym razem będzie inaczej. I jest, na początku. Wiatr, pusta plaża, ptaki, szum liści w lesie. Niestety sielanka się kończy. Przybywa ludzi. Atmosfera wokół coraz bardziej gęstnieje. Słyszy jak mówią za jego plecami. Pewnie za chwilę pojawi się Ludwik.
Eugenia i Stanisława.
Gdy robi się ciepło, zajmują miejsce na ławce. Siedzą, bacznie obserwują otoczenie i oczywiście plotkują ile się da.
– Widziałaś naszą sąsiadkę? – oczy Eugenii jak zwykle skaczą po szczegółach krajobrazu w poszukiwaniu ciekawych treści.
– Którą? – Stanisława poprawia na nosie swoje granatowe okulary przeciwsłoneczne. Ma nadzieję, że Eugenia w końcu je zauważy. Wczoraj odebrała je od optyka. Dużo kosztowały, ale warto czasem pozwolić sobie na coś dobrego. Dzięki nim widać wszystko dokładnie w delikatnym świetle słońca.
– No, przecież, że Jankę – oburza się Eugenia jakby Stanisława powinna wiedzieć, że ostatnio tylko nowa sąsiadka interesuje Eugenię.
– Nie, a co z nią?
– Wyjechała nad morze – na twarzy Eugenii widać dumę z posiadanej wiedzy.
– Naprawdę? Kiedy? Matka ją puściła?
– Przecież jest pełnoletnia.
– Ale chora psychicznie.
– Widocznie nie aż tak.
Stanisława spokojnie czeka na dalsze rewelacje. Eugenia wzdycha, bo chciałaby pojechać za Jankiem-Janką i zobaczyć jak też sobie radzi to dziwadło, zamiast słuchać skąpych relacji Aldony – matki dziwadła.
Janek-Janka.
Matka już pewnie opowiada o nim w telewizji. Stąd nagle tyle ludzi wokół. Janek-Janka czuje na sobie ich ostre, oceniające spojrzenia. Oddech na plecach, głupie uśmieszki, palce skierowane w jego stronę. Spacery straciły urok, siedzenie w wynajętym pokoju również. Sen nie nadchodzi. Cisza głośno dudni w powietrzu.
– Stęskniłaś się za mną? – Ludwik, bo któż by inny. Jak zwykle usadowił się gdzieś na suficie.
– Odczep się.
– Chwila, dopiero co przyjechałem, a Ty już mnie wyganiasz. Pogadajmy. Dawno cię nie widziałem. Kąpałaś się w morzu?
Janek-Janka próbuje rzucić w ducha poduszką. Ludwik się śmieje. Cieszy się, że tak szybko wyprowadził go z równowagi. Zawsze się cieszy, gdy uda mu się popsuć nastrój Janka-Janki.
Ja-narrator.
Próbuję nadążyć za myślami albo czekam aż myśli się pojawią.
– A ty znów o nim. Powiedziałem ci, daj mu spokój – Los wychodzi z szafy jakby zawsze tam mieszkał, wśród moich ubrań i niepotrzebnych rzeczy.
– Pytałam cię o zdanie? – patrzę na jego długi, zniszczony, czarny płaszcz i kapelusz zakrywający pół twarzy. Strojem pasowałby do Janka-Janki. On też lubi takie obszerne, czarne szaty, bo zakrywają jego płeć. Może wtedy przez chwilę poudawać, że naprawdę jest facetem.
– A nie jest? – Los jak zwykle czyta w moich myślach. To jeden z talentów, którymi się czasem chwali.
– W głowie na pewno tak. Niestety dla ludzi liczy się również ciało.
– Wiesz, że zwolennicy transseksualistów mogliby cię oskarżyć za szerzenie złej propagandy.
– Jakiej propagandy? Przesadzasz. Uśmiecham się, wzruszam ramionami, lecz w głębi czuję rosnący strach, obawę, że będę musiała przepraszać czytelników.
Murzyni.
Siedzą na plaży, gdy następnego dnia po wizycie Ludwika, Janek-Janka wychodzi na spacer. Patrzą na niego i się śmieją. Nie ma wątpliwości, że właśnie o nim gadają. Wiatr przynosi strzępy rozmowy: ale spodnie, nie umie się ubrać, kiedy się rozbierze, dlaczego się nie kąpie, wcale się nie opala, jaka by była w sukience. Janek-Janka zaciska zęby. Tak bardzo chciałby nie słyszeć, iść dalej, nie przejmować się, lecz głosy wchodzą w niego, osadzają się na nim i już nie potrafi udawać, że nic się nie stało.
Ja-narrator.
Nie lubię Janka-Janki, a jednak mu współczuję. Gdziekolwiek pojedzie, Ludwik zaraz biegnie za nim, komentuje, choć nikt nie pyta go o zdanie. Janek-Janka na próżno marzy o samotności.
– Och, myślałby kto, że tak się nad nim litujesz – Los się śmieje.
– Wiem, według ciebie w ogóle nie powinnam o nim pisać, a on o mnie może?
– A pisze?
– Nie wiem, lecz czasem mi się śni, że tak. Gdy ja zaczynam stukać w klawiaturę, po drugiej stronie Janek-Janka robi to samo. Tworzymy się nawzajem.
Los wzdycha. Może naprawdę życie jest fikcją literacką jakiegoś pisarza?
Eugenia i Stanisława.
Po jakimś czasie od ostatniej rozmowy na ławce, znów wymieniają się plotkami.
– Wróciła – oznajmia radośnie Eugenia.
– Kto?
– Nasza sąsiadka.
Pisałam o moich wakacjach u siebie na blogu. Doświadczyłam całego wachlarza emocji i przeżyć, od smutku, depresji i żalu, poprzez ból, cierpienie aż do radości. Wspominam je miło. Piękne zdjęcie, Aniu! Lubię Twoich bohaterów i sposób, w jaki o nich piszesz. Uściski!
Czytam i czekam na rozwój wydarzeń. Moje przeżywam codziennie a o innych czytam. Dobrze czasami świat zobaczyć innymi oczyma, w innym wymiarze niż własny świat, Powiem uczciwie, że czekam na mi nieznane. A moje wakacje. Dziwne – bo niespodziewane, zaskakujące i nie planowane. Przez dwa miesiące narobiłam parę kilometrów z jednego końca Polski w drugi. Świat mi się wywrócił do góry nogami. Nigdy bym nie przypuszczała, że będąc tam ograniczona przez zdrowie i przez polityków mogę tyle podróżować . Piękne miałam wakacje. Przyjaciele cudowną mi zorganizowali wycieczkę, zabawę i wy ciągli na powierzchnię. Ciekawe gdzie też los i sami bohaterowie zawędrują w swoich podróżach. Trzymam kciuki i powodzenia 🙂
Jaki przepiękne ujęcie! cudo! Nie rozumiałabym problemu wolności bohaterów, gdyby nie ci gadający w mojej wyobraźni:)
Czy iść za nimi, czy planować im wędrówkę – zależy od pisarza, jego osobowości, zamysłu i tego, co chce powiedzieć swoja literaturą światu. Wierzę, że odpowiedź na to pytanie jest w Twojej głowie. Ja Cię z wielką chęcią czytam, bo to zaproszenie do innego, przebogatego świata. Pozdrawiam Aniu
Naprawdę przez chwilę pomyślałam o tym, czy rzeczywiście nie jestem bohaterką jakiejś powieści… Wakacje spędziłam w spokojnym niepokoju.