Królewna.

Królewna.

Długo się zastanawiałam, czy warto o niej pisać. Narrator mówił, pisz. Lubisłowa wzruszała ramionami. Magik się uśmiechał. Sama królewna twierdziła, że jej to zwisa i powiewa, bo odkąd wróciła do obecnego stanu, prawie wszystko działa na nią jak zeszłoroczny śnieg albo upały w Afryce. Dlaczego się zastanawiałam? Kim jest królewna? Co jej się przydarzyło?

Autor obrazu Maggie Taylor.

Dawno, dawno temu.

Tak, nie inaczej, powinno się zaczynać bajki. Dawno, dawno temu w innym czasie i przestrzeni żyła sobie królewna, która nie chciała być królewną. Królewiczem też nie, jeśli myślicie, że jej problem dotyczył płci, więc nie, nie o to chodziło. Nie podobało się jej życie królewny. Nie podobał się jej pałac, w którym mieszkała, ojciec i matka, którzy kazali jej robić różne rzeczy, a innych zabraniali. Służba też jej się nie podobała. Królewnie marzyła się ucieczka na bezludną wyspę lub odległą planetę, ale nicością też by nie pogardziła. Poza tym o królewnie nic ciekawego powiedzieć nie można, naprawdę nic. Nuda, jaka ją wypełniała po brzegi, rozlewała się na wszystkich wokół, więc nikt, nawet rodzicie, nie potrafili z nią rozmawiać i nie ziewać, patrzeć na nią i nie ziewać, siedzieć obok, stać w pobliżu i nie myśleć o spaniu. Dlatego zastanawiałam się, czy warto o niej pisać. Przecież to koszmarnie nijaka bohaterka. Sama ziewam, gdy o niej piszę.

Balony.

Żeby nie zasnąć, myślę o balonach. Królewna lubiła balony. Jej imię kojarzyło się niektórym z balonami. Balbina. Gdyby do bal dodać on, byłby balon, choć z drugiej strony słowo bal mogłoby budzić wrażenia związane z balami, które często organizowano w pałacu królewskim dla wszystkich, którzy chcieli się bawić i mieli wystarczającą ilość pieniędzy na bilet wstępu. Balbina balów nie lubiła. Na sali balowej zjawiała się dla balonów, żeby na nie popatrzeć jak zwisają z licznych żyrandoli i wyobrażać sobie, że staje się jednym z nich. Jakby to było unieść się w górę i wylecieć przez okno, myślała. Czy ktoś zauważyłby, że zniknęła?

– Chcesz sprawdzić? – zapytała ją pewnego razu złośliwa czarodziejka.

– Tak – odparła bez wahania Balbina, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji.

Czarodziejka machnęła różdżką i zamieniła Balbinę w balon.

Życie balona.

Początek pachniał wolnością, beztroskim lataniem po całej okolicy, świeżym powietrzem, łąką i lasem. Potem zmienił się wiatr. I nagle Balbina-balon znalazła się poza granicami swojego królestwa na szarym, zniszczonym chodniku między ponurymi wieżowcami. Zanim zdążyła pomyśleć, co dalej, z chodnika podniósł ją wysoki chłopak i zaniósł do swojego domu, w którym nie było otwartych okien. W dodatku chłopak przywiązał balon do łóżka. Dziwne, dlaczego akurat tam? Balbina miała dużo czasu, żeby się nad tym zastanowić. Jej życie tak nagle się zmieniło. Zaczęło przypominać niekończące się stanie w kącie, odrabianie nudnych lekcji, grzeczne siedzenie u cioci na imieninach i jedzenie znienawidzonych ciastek z bitą śmietaną. Gdyby była człowiekiem, odwiązałaby się i odleciała gdzieś dalej, ale przecież jako człowiek nie mogłaby latać. Może mimo to warto by zmienić się z powrotem w człowieka? Balbina zaczęła płakać.

Niespodziewany ratunek.

Minęły lata. Wysoki chłopak stał się wysokim mężczyzną i wyprowadził się z domu, w którym mieszkał z rodzicami. Balbinę-balon wyrzucono na śmieci. Razem z innymi niepotrzebnymi rzeczami pojechała na wysypisko. Na wysypisku odnalazł ją Zdzisław, którego głównym zajęciem było zbieranie wyrzuconych rzeczy i gromadzenie ich w swoim domu, na działce i w każdym wolnym miejscu. Zdzisław kochał małe i duże przedmioty. Uwielbiał się nimi otaczać. Za to towarzystwa ludzi nie cierpiał. Znosił jedynie swoją matkę i żonę. Niestety pierwsza umarła, druga od niego odeszła pokonana ilością zgromadzonych przez Zdzisława rzeczy. Zdzisław trochę rozpaczał, potem wyruszył na poszukiwanie kolejnych przedmiotów. I tak w końcu trafił na Balbinę.

– Mały smutny balonik. Zrobię z ciebie gumkę do włosów albo coś innego – mruknął do siebie, chowając balon do szuflady. Balbina się rozpłakała. Na szczęście tym razem jej płacz dotarł do dobrej czarodziejki.

– Zdejmę z ciebie czar pod warunkiem, że wrócisz do domu i zaczniesz doceniać swoje życie.

– Dobrze – zgodziła się królewna.

Szczęśliwy koniec i morał.

Narrator nie lubi ani jednego, ani drugiego. Ale czy aby na pewno wszystko dobrze się skończyło? Owszem królewna wróciła do domu. Rodzicie z okazji jej powrotu urządzili otwarty bal dla wszystkich. Jednak następnego dnia znów każdy ziewał, patrząc na królewnę. W dodatku królewna już nie była małą, lecz dużą królewną i powinna zdaniem króla i królowej wyjść za mąż. Tyle, że nikt jej nie chciał, bo kto by chciał tak strasznie nudną żonę? Może jakiś śmiałek albo łowca pieniędzy? Dziwne, ale nawet tacy nie pojawiali się w królewskim pałacu. Dlaczego? To już zupełnie inna historia i Narrator nie wie, czy chce ją opowiedzieć. Morał brzmi: doceniaj co masz, bo możesz mieć gorzej albo coś w tym stylu. Jakiś inny?

– Dopisz sobie sam czytelniku – burknął Narrator. – Ja mam już dość tej opowieści.

P. S. Ciekawa jestem, który z bohaterów wydał Wam się ciekawszy od królewny, bo mnie spodobał się zbieracz niepotrzebnych rzeczy. Gdybyście spotkali czarodzieja lub czarodziejkę, chcielibyście się w coś zamienić?

Autorem zdjęcia w tle jest Maggie Taylor.

0 0 votes
Ocena
Subscribe
Powiadom o
10 komentarzy
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
View all comments
Gratiana
13 listopada 2021 06:37

Aniu, jak dla mnie świetny tekst bajka. Sam morał cudny. Choć problematyczny – przy stwierdzeniu, by nie marzyć i cieszyć się z tego, co się ma. Nie pomyślałam o sobie. Mimo choroby mam się całkiem nieźle. Nawet mając głodową rencinę. Gdybym była wróżką i miała moc sprawczą i moc dostrzegania – najprawdopodobniej jednak bym tej różdżki użyła, choć świat natury mówi, że nie powinno się ingerować, nawet jak jedno zwierzę atakuje drugie i pożera. Zakłóciłoby to porządek wszechświata i niebezpiecznie przerwało łańcuch pokarmowy z nieprzewidywalnym skutkiem dla wszystkich. Intrygującą postacią z tej bajki staje się wróżka. Pomyślałam sobie – czy będąc wróżką spełniałabym marzenia z pozycji Boga. Zobacz, napisałaś tak krótki tekst, a ile może powstać dla samego czytelnika treści. Aniu super. Uściski zostawiam i cudnego weekendu <3

Ewa
12 listopada 2021 23:03

Szkoda mi królewny. Ledwo sobie podryfowala, to zaraz ma wyjść za mąż. Bo niby po co? Dobrze, że nikt się nie pojawiał. Jeszcze może sobie pożyć po swojemu.

12 listopada 2021 07:31

Mimo wszystko najbardziej zaciekawiła mnie królewna. To że dla wielu wydawala się być osobą nudną, wcale nie znaczy, że taką była. Już sam fakt, że miała nietuzinkowe pragnienia i że potrafiła je urzeczywistnić czyni z niej kogoś intrygującego. W myśl porzekadła: „nawet szlora z czasem trafi na swego amatora” musi tylko doczekać dnia pojawienia się w jej życiu „amatora”

12 listopada 2021 06:42

Często słyszę o tym, żeby uważać, o czym się marzy, bo marzenia się spełniają. Może nie od razu, czasami po latach, ale jednak bywa, że się ziszczą. Ja wolałabym być ptakiem, nie balonem 🙂 A od dłuższego czasu staram się doceniać to, co mam. Idealnie pasujący do tekstu obraz! Pozdrawiam!

11 listopada 2021 18:44

Uważaj, o czym marzysz…

10
0
Would love your thoughts, please comment.x