Obiecałam, że wszystkie moje teksty z dawnego bloga znajdą się tutaj. Jednak trochę mnie to zadanie przerasta. Czytając stare opowieści o emerytkach, zdaję sobie sprawę, że pisała to nie ja obecna, lecz ja wczorajsza. Czym się one różnią? Na pewno słowami. Tematami też, choć w tej opowieści jeszcze się to tak bardzo nie rzuca w oczy. Kusiło mnie, żeby wprowadzić zmiany, ale w końcu postanowiłam dać sobie spokój i nie kasować ja wczorajszej.

Prolog.
Prawie każdy ma jakiś swój strach, lęk, obawę. Jeśli nie ma, to kiedyś miał. Tak też jest z moją bohaterką Eugenią ciekawską, wygadaną, a jednak bojaźliwą. Czego boi się Eugenia? Jaki ma sposób na swój lęk? Ciekawi? To zaczynamy. Start.
Eugenia.
Eugenia przede wszystkim bała się śmierci. Chodzenie do kościoła jakoś jej w tym nie pomagało. Nie dawało pociechy. Niby wierzyła w Boga i w to, co na jego temat mówił ksiądz, ale chyba nie do końca, czego nawet sama sobie nie uświadamiała. Do tej pory nikt ze zmarłych nie pojawił się i nic jej o swoim obecnym życiu nie powiedział. Może i lepiej, bo duchów Eugenia też się bała. Co by powiedziała, jakby w jej domu pojawiła się nagle jej dawno zmarła matka lub ojciec? Czy udało by się jej coś powiedzieć? Czy może z krzykiem wybiegłaby na klatkę schodową? Niestety to drugie było bardziej prawdopodobne. Wiedziała, że w ten sposób nigdy nie rozwiąże problemu śmierci i strachu przed nią. Innym męczącym ją lękiem była obawa przed złymi skutkami leków. Wiązała się całkowicie ze strachem przed śmiercią, bo gdyby Eugenia nie bała się śmierci, czy bałaby się złych skutków czegokolwiek. Na pewno nie. Najgorsze, że razem z tym wszystkim połączony był lęk przed chorobami. Prawdziwa hipochondria albo coś w tym rodzaju. Ktoś mówił Eugenii o swojej chorobie i na drugi dzień ona też była chora na to samo lub prawie to samo. Biegła do lekarza. Brała recepty, a potem wszystkie kładła do szuflady, stwierdzając, że już jest jej lepiej, a po lekach nie wiadomo co będzie.
Sen.
Ze swoich problemów często się żaliła Stanisławie. Ta zwykle jej słuchała cierpliwie i przytakiwała, czasem tylko dziwiąc się czemuś. Jak to Stanisława.
– Miałam ostatnio dziwny sen-wyznała pewnego dnia Eugenia, gdy razem ze Stanisławą siedziały na ławce przed blokiem.
– Jaki?- zapytała Stanisława.
– Śniło mi się, że się obudziłam. Patrzę, a tu światło się w łazience pali. Myślę sobie, zapomniałam zgasić i idę zgasić. I coś mnie skusiło, żeby zajrzeć do środka. Patrzę, a tam jakiś zielony facet siedzi.
– Zielony? – zdziwiła się Stanisława.
– Miał skórę zieloną i włosy i jeszcze garnitur zielony. – Kosmita jakiś albo sąsiad przebrany za kosmitę.
– I ja się go pytam. Kim pan jest i co pan tu robi, a on nic tylko się uśmiecha, a w głowie mi się pojawia statek kosmiczny i pole, na którym stoi. Wokół kręcą się inni zieloni. Naprawiają ten statek. Nie wiem skąd to wiem, ale wiem.
– Coś takiego.
Na Stanisławie opowieść zrobiła duże wrażenie. Może dlatego, że nigdy jeszcze od Eugenii nie słyszała o kosmitach.
– Nie chcę dłużej patrzeć na zielonego,
więc kładę się spać. Zasypiam i rano się budzę.
– Rzeczywiście dziwny sen.
Stanisława chciałaby usłyszeć więcej, ale opowieść się kończy. Miałby ochotę westchnąć i powiedzieć szkoda, bo przecież tak rzadko słyszy się o czymś ciekawym, niespotykanym, nawet jeśli to tylko sen. Jednak Eugenia już skończyła. Boi się przyznać, że boi się teraz nocy i następnego dziwnego snu. Gorzej, boi się, że to mogło być nie snem ale jawą. Jak będzie żyła, jeśli ten kosmita znów się w jej łazience pojawi.
Sen-niesen numer 2.
Chciałaby wziąć tabletkę na sen, całą noc przespać bez snu żadnego. Z drugiej strony boi się skutków
ubocznych tabletki. Chyba się dziś nie położy. Będzie czuwać, żeby nikt do łazienki się nie wkradł, a tu niestety noc przychodzi, sen morzy. Nie wiadomo
kiedy i Eugenia śpi. I znów to samo. W łazience pali się światło, a na sedesie siedzi obcy z innej planety.
– Czego ty ode mnie chcesz?- Pyta go Eugenia. Bardziej zła na niego niż wystraszona. Obcy tak jak wcześniej mówi w jej głowie obrazami i w dodatku jeszcze słowami.
– Nie bój się. Ja tylko sobie tu siedzę. Jak statek naprawią wrócę z nimi do siebie.
– Ale dlaczego u mnie musisz siedzieć akurat?
– Do ciebie mam najbliżej i dlatego? A siedzę, bo lubię siedzieć i mnie to uspokaja.
– A może ci herbatę zrobię? Eugenia sama się sobie dziwi, że proponuje coś takiego kosmicie. Może dlatego, że już nie czuje strachu. Myśli sobie
to sen i zaraz się skończy.
– Nie, dziękuję. Nie chcę pić ziemskiej herbaty.
– Dlaczego? Niesmaczna?
– Zrobiona z liści żywej istoty.
– Jakiej żywej? Liście nie są żywą istotą.
– Tylko wam ludziom tak się wydaje.
– To co wy pijecie?
– Napar ze sztucznych organizmów.
– Hodujecie sztuczne istoty?
– I nie tylko. Sztuczne istoty podobne do nas pracują dla nas.
– Takie, znaczy się roboty.
– Tak, wy je tak nazywacie.
– A co wy robicie?
– Planujemy, projektujemy, tworzymy nowe światy, obserwujemy je potem i bronimy przed samozagładą.
– To nasz świat pewnie przez was stworzony.
– Nie, ale jest po drodze.
Eugenia chyba nigdy wcześniej się tak nie dziwiła i nie miała tylu pytań. Niestety kosmita nagle skrzywił się i zamilkł jakby coś go poraziło. Zaczął się najpierw trząść jak galareta a potem rozwiał się w zielonym wietrze. Po chwili już go nie było. Tylko zielony wiatr zaczął wiać na Eugenię. Przestraszyła się i schowała pod kołdrą. Pewna była, że teraz już nie zaśnie. Jednak sen przyszedł wyjątkowo szybko. Gdy się obudziła rano pamiętała kosmitę, lecz za nic nie mogła sobie przypomnieć, co on do niej mówił. Coś mówił, ale co?
Sposób na lęki.
Następnej nocy już się tak bardzo nie bała. Ciekawość była silniejsza od strachu. Koniecznie musi się dowiedzieć, co kosmita do nie mówił poprzedniej nocy. Jakie było jej rozczarowanie, gdy kosmita się nie pojawił. Owszem spała tak jak zwykle. Obudziła się. Zobaczyła światło w łazience, a na sedesie zamiast kosmity leżała kłódka z małym kluczem. Wzięła ją do ręki i tak jak wcześniej z kosmitą w jej głowie pojawiły się słowa i obrazy. Kosmita siedział w statku kosmicznym, który leciał dalej, do innej planety. Mówił jej, że jego koledzy ze statku bardzo się rozzłościli na niego, ponieważ opowiedział jej o nich. Zabrali go na statek, a jej umysł wyczyścili z opowieści wiatrem zapomnienia.
– Nie martw się jednak. Zostawiłem ci kłódkę na lęki i wszystko, co złe. Jak przekręcisz kluczyk w prawo, lęki, złość, zmartwienia miną. Poczujesz spokój i radość. A teraz żegnaj. Miło się u ciebie siedziało.
Słowa i obrazy zniknęły. Eugenia jeszcze przez chwilę stała z kłódką w ręku. Nie wierzyła swoim oczom i uszom.
– To był sen – pomyślała i mimowolnie przekręciła kluczyk w prawo. Od razu poczuła spokój i niezwykłą senność. Ledwo do łóżka dotarła, zaraz usnęła. Rano pamiętała, że dostała we śnie kłódkę od kosmity. O dziwo kłódka leżała obok niej na poduszce.
– Skąd się tu wzięła? Chyba lunatykuje – pomyślała Eugenia. Wszystko było możliwe. Jednak sprawa kłódki nadal była niewyjaśniona. Eugenia nie pamiętała żadnych zbędnych kłódek w swoim domu. Po chwili doszła do wniosku, że nie warto się tym przejmować. Może to z powodu dziwnego spokoju i radości jaką poczuła zaraz po wyjściu z łóżka. Nie zastanawiając się, schowała kłódkę do szuflady biurka. Na razie o niej zapomniała. Może kiedyś sobie o niej przypomni i przekręci kluczyk w lewo. Wtedy wrócą jej stare lęki.
Tymczasem Stanisława zaczepiła Eugenię w drodze po zakupy.
– Jak twój sen, co było dalej?
– Nie mam czasu, później.
Po raz pierwszy Eugenia nie chciała nic mówić. W dodatku przeszkadzała jej ciekawość Stanisławy. Jakby całkiem zapomniała, że ona sama też jest wścibska, a może już nie jest. Może i to się w jej życiu zmieniło. Okaże się, ale już w innej historii.
P. S. Za dwa tygodnie się okaże, jak dalej potoczyła się ta historia. Z czasem Eugenia stała się bardziej odważna. Za to Stanisława bardziej strachliwa, ale o tym już chyba wiecie, jeśli nie, to kiedyś na pewno się dowiecie.
Autorem obrazu w tle jest Inge Look.
Na podstawie tego tekstu można w sumie wysunąć wiele wątków. Lubię proste potrawy, mimo wszystko najlepiej smakują. 2016 rok – to rok u mnie na rozdrożach i podróżach i rozpoczęcie studiów życia. Śmierci się boję i bólu się boję. Do tego doszedł strach przed ludźmi. Ludzi się boję. Chyba w tym roku Aniu Twoich postów nie czytałam. Uczyłam się dopiero Internetu i ludzi od nowa:)
Ta historia dziś brzmi lepiej niż w 2016. Wtedy mi brakowało czakramów. Że lęki Eugenii mają źródło w pierwszym roku życia. W momencie kiedy człowiek się rodzi. Wychodzi ze środowiska ciepłego do zimnego. Pierwotny ból – narodziny porównywałem do śmierci… To z kosmitą wydaje mi się nowe i jest dobre. Można pominąć watek psychoanalityczny.