Razem z Narratorem patrzę na tytuł tej historii i zastanawiam się, kim ja byłam, kiedy to pisałam. Na pewno kimś innym niż ja z tu i teraz. Ja Tu chciałaby poprawić Ja Tam, ale zdaniem Narratora wszystko należy zostawić w spokoju. Nieważne, że jest niedoskonałe, że mogłoby założyć ładniejszą sukienkę, wybrać ciekawszy kapelusz. Po krótkiej dyskusji zgadzam się z Narratorem i zostawiam. Niech opowieść popłynie swoim nurtem obok swojego brzegu. Tak więc dawno, dawno temu albo całkiem niedawno, bo w lipcu 2016 roku, do bloku, w którym mieszkają Eugenia i Stanisława, wprowadził się Zygmunt. Florentyna się w nim zakochała.
Nic takiego.
Dzisiaj wracam do Florentyny i jej sąsiadów. Tym razem będzie o Zygmuncie i o tym, co zrobił. On sam stwierdził, że nic takiego. Na pewno?
Pierwszego dnia.
Już pierwszego dnia, kiedy się pojawił, Florentyna straciła dla niego głowę. Potem było coraz gorzej i gorzej. Zwłaszcza, gdy zobaczyła błysk w jego oku na widok Klementyny. Nie mogła tego zrozumieć, jak ktoś taki jak Klementyna może się podobać seksownemu facetowi. Klementyna była przecież typową szarą myszą ubraną na czarno i zawsze w starych przesiąkniętych naftaliną ciuchach. Ze wszystkich sąsiadek akurat ją musiał wybrać. Dlaczego los jest taki niesprawiedliwy? Na nic się zdały wdzięki Florentyny zwykle doceniane przez wszystkich sąsiadów. Zygmunt, nowy sąsiad, nie zwracał na nie uwagi. Przechodził obok niej jakby była zwyczajnym meblem, a do Klementyny szczerzył zęby.
Coś trzeba zrobić.
Florentyna wiedziała, że coś z tym musi zrobić. Samo się w końcu się nie zrobi. Musi skierować uwagę Zygmunta na siebie i odwrócić od Klementyny. Długo myślała co i jak ma zrobić. Poszła z tym problemem nawet do wróżki. Jednak ta jej nie pomogła, wręcz przeciwnie postraszyła, że może być źle, jeśli Florentyna rozdzieli Klementynę i Zygmunta. Podobno, zdaniem wróżki, znali się jeszcze w poprzednim życiu i teraz znów mieli się połączyć. Florentyna z góry założyła, że wróżka jest głupia jak, zresztą wszystkie wróżki. Niepotrzebnie dla niej czas traciła i w dodatku pieniądze. Sama coś wymyśli. Obejdzie się bez cudzej pomocy.
I wymyśliła.
I wymyśliła. Zaczęła niby od niechcenia zagadywać Zygmunta. Najpierw łagodnie:
– Klementyna to urocza kobieta, nie uważa pan?
Potem mniej łagodnie:
– Przychodzi do niej pewien pan. Dobrze, może wreszcie zrzuci z siebie ten ponury kolor.
Nie widać było, żeby jej gadanie dotarło do Zygmunta. Nadal mu się przy Klementynie oczy świeciły. I dlatego Florentyna postanowiła wykorzystać swoje blokowe znajomości. Byli tacy, którzy dla niej wiele by zrobili. Jednym z nich 30 letni Dominik, który nie wiadomo dlaczego chodził za nią jak pies za kością. Nie wiadomo dlaczego, bo przecież w bloku mieszkały też ładne młode dziewczyny, choćby Radomiła, zresztą nieważne. Florentyna poprosiła Dominika, żeby od czasu do czasu poszedł z Klementyną na spacer. – Ona taka biedna, samotna. Niech mi pan zrobi przyjemność i wyjdzie z nią czasem.
– Dobrze, jeśli pani prosi – zgodził się Dominik i zaczął z Klementyną wychodzić na spacery, a nawet się postarał, żeby wszyscy ich z bloku widzieli. To był warunek Florentyny, która w zamian obiecała, że pójdzie z nim do kina.
Pewnego dnia.
Pewnego dnia Zygmunt ich zobaczył. Zaczęło się. Najpierw Zygmunt wylał przez okno wodę wprost na idącego chodnikiem Dominika. Miał wtedy na sobie wyjściowy garnitur i spieszył się na spotkanie w sprawie pracy. Dominik oczywiście, nie Zygmunt, bo ten jedynie wyglądał przez okno w mało wyjściowej koszuli z kołnierzykiem. Zobaczył Dominika i postanowił skorzystać z okazji. Polał go wodą, którą przed chwilą mył podłogę. Miał nadzieję, że jedno ostrzeżenie wystarczy i Dominik przestanie się spotykać z Klementyną Niestety nie wystarczyło. Przede wszystkim dlatego, że Dominik nie wiedział, kto i dlaczego tak go potraktował. Myślał, że to jakiś łobuz dowcipniś i starał się szybko o wszystkim zapomnieć, bo jaka może być inna rada na łobuza dowcipnisia. Tylko obojętność, brak odpowiedzi. Zygmunt widząc, że jego działanie nie dało rezultatu ponowił i rozszerzył swoją aktywność. Pod drzwi Dominika podrzucił starego karpia z kartką ,,odczep się od Klementyny,,. I znów nic. Wtedy wysmarował jego klamkę smołą. Nic. Poprosił dawnych kolegów, żeby go pobili. Nic. Dominik wydawał się być niepokonany. Obojętność, z jaką reagował, coraz bardziej wkurzała Zygmunta. Dlatego zrobił, to co zrobił.
Ławka.
Pewnej nocy wstał i wysmarował ławkę przed klatką Dominika smołą. Następnego dnia wrzało. Dominik jeszcze na ławce nie siedział, ale inni owszem. Była wśród nich Florentyna, Eugenia, Stanisława, Józek, Tadeusz, a nawet zmęczony listonosz.
– Wiem, wiem, kto to zrobił – krzyczała Florentyna.
– Kto? – krzyczeli sąsiedzi.
– Najpierw sama z nim pogadam.
Złość złością, a miłość miłością albo zadurzenie albo cokolwiek to było, a co nie pozwalało Florentynie tak po prostu zdradzić Zygmunta. Zostawiła sąsiadów. Zdjęła brudną sukienkę. Założyła inną i poszła do Zygmunta.
– Wiem, że to pan – powiedziała. – Niech pan przeprosi sąsiadów i przestanie dokuczać Dominikowi.
– Niby dlaczego mam to zrobić?
– Dlatego, że im powiem i pana zlinczują. Oni są do wszystkiego zdolni.
– Akurat, zresztą ja nic nie zrobiłem.
– W takim razie, idę im powiedzieć.
Wydawało się, że Zygmunt nigdy w życiu nikogo nie przeprosi. A jednak w końcu zmiękł. Może dlatego, że Florentyna zagroziła, że powie Klementynie, która o niczym jeszcze nie wiedziała, bo jak zwykle była do tyłu z blokowymi nowościami.
Zygmunt zszedł na dół i przeprosił sąsiadów. Mówił coś o nieszczęśliwym wypadku. Upadł wczoraj wieczorem na ławkę i rozlał smołę. Powiedział to z takim wdziękiem, że wszyscy mu wybaczyli, również Dominik. Nic takiego się nie stało. Tylko Florentyna płakała do poduszki, że nie udało się jej odwrócić uwagi Zygmunta od Klementyny.
P. S. Narrator liczył powtarzające się słowa. Autorka zakrywała oczy. Jednym słowem, jest jak jest albo raczej było jak było. Czy ciąg dalszy okaże się ciekawszy i czy Eugenia i Stanisława dojdą do głosu, bo w tym odcinku nie powiedziały nic, pozostały niemymi świadkami zdarzania. Co Wy na to? Czekacie na ciąg dalszy? Jeśli tak, pojawi się za dwa tygodnie. Jacy są Wasi sąsiedzi?
Autorem obrazu w tle jest Andriej Popow.
Ludzie tak się kochają i tyle mają serca wobec siebie. I ciągle walczą o miłość. Nie zwracałam uwagi na błędy, tylko na akcję. Całkiem zgrabny wątek miłosny i ludzkich słabości.