Zamiast choinki powiesiłam obraz na ścianie. Wiem, choinki się nie wiesza, choinkę się stawia. Dopiero potem na niej się wiesza różne ozdoby. Na końcu, gdy już święta miną, choinkę się wyrzuca lub chowa do szafy, zależy czy to była choinka jednorazowego użytku czy wielokrotnego. Ja tymczasem wszystkie wymienione powyżej czynności sobie darowałam tak jak darowałam je sobie w poprzednim roku i jeszcze w poprzednim i jeszcze, jeszcze. Już nawet nie pamiętam od kiedy sobie daję spokój ze świąteczną tradycją. W każdym razie obraz powiesiłam, usiadłam na przeciwko na zielonym fotelu i poczekałam na kolejne wydarzenia.
Pierwszy gość.
Pojawił się chwilę po tym, jak zagłębiłam się w fotelowych miękkościach. Szczupły, wysoki w czerwonych obcisłych spodniach, białej koszuli z kołnierzykiem i świecą w prawej ręce wyglądał jak zagubiony podróżnik z innego czasu.
– Gdzie ja jestem? Pytaniem potwierdził moje pierwsze wrażenia.
– A gdzie chciałeś być? Może nie powinnam zwracać się do niego w tak bezpośredni sposób, lecz zaskoczył mnie i zaintrygował. Jak się tu znalazł? Wyszedł z obrazu, z szafy, bo chyba nie przeszedł zwyczajnie przez drzwi.
– To tylko sen. Śnisz mi się.
. – Albo ty mi się śnisz. I uważaj, gdzie kładziesz świecę. Chyba nie chcesz mi puścić z dymem chałupy. Niestety nieznajomy przekonany o nierealności sytuacji prawie przypalił mi świecą obrus. Zgasiłam ją i wsadziłam do szuflady.
– Przyszedłeś z tego domu? – wskazałam na budynek z obrazu.
– Skąd masz ten obraz? Twarz mężczyzny wykrzywił grymas przerażenia. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, drzwi szafy się otworzyły i wyszli z niej następni goście.
Następni goście.
Ale czy można ich tak nazwać? Lubisłowa, Los, Magik, Buntownik, Narrator zazwyczaj pojawiają się kiedy chcą. Chodzą po domu jak chcą i robią co im się podoba. Teraz Los wystrzelił w moją stronę korkiem od szampana, a Lubisłowa wyciągnęła z kieszeni czerwoną serpentynę. Magik uchylił kapelusza i zaraz spod cylindra wyskoczył biało-czarny królik, by chwilę później rozwiać się w powietrzu. Za to Buntownik rzucił mi spojrzenie spode łba, mocno skołtunionego.
– A to co za jeden? – zapytał, wskazując na nieznajomego.
– Nie wiem. Chyba przybysz z obrazu – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Buntownik krytycznym okiem spojrzał na obraz.
– Nie ma okrągłych domów.
Wzruszyłam ramionami. Nie chciało mi się z nim dyskutować.
– Trzeba go odesłać. Boi się – zauważyła Lubisłowa i zerknęła na Magika, który poprawiał swój seledynowy garnitur.
– Jeszcze tylko Błazna brakuje i będziemy w komplecie. Los też poprawiał lecz nie garnitur, lecz swój słomkowy kapelusz.
– W komplecie – zapisał Narrator w swoim zielonym notesie.
– Co świętujemy? Nowy rok czy minioną wigilię? – chciałam wiedzieć.
– Nicość – odparł Buntownik.
– O jaki piękny obraz – wykrzyknęła Lubisłowa. Ona zawsze krzyczy, gdy coś się jej bardzo podoba lub nie podoba.
– Mój sąsiad tam mieszka. Nieznajomy podszedł do obrazu jakby chciał wrócić tam, skąd przylazł.
– Okrągłe domy nie istnieją – ponownie pouczył wszystkich Buntownik i znów nikt nie zwrócił na niego uwagi.
– Zaprosił pana kiedyś do środka? – zaciekawiła się Lubisłowa.
– O, jeszcze czego. Mój sąsiad to czarodziej. Nie zadaję się z takimi.
– Chyba ten czarodziej, go tu wysłał. Magiku, zrób coś – poprosiła Lubisłowa. Widać, szkoda jej było nieznanego mężczyzny.
– Po co? On jest taki zabawny.
– Chyba magia Magika nie sięga tak daleko – pomyślałam, a Narrtor powtórzył za mną, nie sięga daleko.
– Co nie sięga? – oburzył się Buntownik.
– Napij się, wyluzuj – Los podał mu kieliszek szampana. – Wszyscy się napijmy i pobawmy w skojarzenia.
– Jakie skojarzenia? – chciałam wiedzieć.
– Na temat tego obrazu.
– Fajnie, ale najpierw niech ktoś go odeśle – Lubisłowa po raz kolejny spojrzała na Magika jakby do niej nie dotarło, że on nie chce lub nie może nic zrobić.
– Głupia zabawa. Szkoda mojego czasu. Buntownik odwrócił się i wyszedł.
– To, co bawimy się czy nie? Ja zacznę. Mnie to się kojarzy z bombką, która wisi na choince i nawet nie wie, że tam wisi. Jej mieszkańcy też nie wiedzą. Myślą, że żyją sobie w zwyczajnym domu. Nawet im do głowy nie przyjdzie, że dom jest okrągły, nie prostokątny.
Los mówił i patrzył na nieznajomego. Może sądził, że w ten sposób sprowokuje mężczyznę do zwierzeń. Jednak ten nie odrywał wzroku od obrazu.
Obraz.
Gdyby obraz umiał mówić, co by powiedział. Zastanawiałam się patrząc jednym okiem na obraz i mężczyznę nie wiadomo skąd, drugim na resztę towarzystwa. Tylko Lubisłowa przejmowała się losem nieznajomego. Los jak zwykle zajmował się sobą. Delektował się szampanem i wyczarowanym przez Magika tortem z czekolady. Ciekawe, czy tort istniał naprawdę czy stanowił iluzję i Los niedługo się o tym przekona, gdy zje wszystko, a w brzuchu zaburczy mu z głodu. Magik się uśmiechał jakby cieszył się ze swojej sztuczki.
– Chciałabyś, żeby obraz przemówił? – zapytał.
– Chciałabyś – powtórzył Narrator.
Wzruszyłam ramionami. Znałam już trochę Magika i wiedziałam, że nie warto przy nim mówić o swoich życzeniach. Zawsze je przewracał na drugą stronę.
– Skojarzenie Magiku, twoja kolei – wtrącił się nagle Los. W odpowiedzi Magik wyciągnął z kieszeni małe okrągłe lusterko.
– Lustereczko powiedz proszę całą prawdę o domu. Zabrzmiało jak zaklęcie. Zamknęłam oczy, a gdy je otworzyłam nie było ani obrazu, ani gości, ani pamięci o tym, co się wydarzyło. Tylko dziwne uczucie, że coś się stało.
P. S. Wkrótce potem powiesiłam obraz przedstawiający okrągły dom i zaczęłam się zastanawiać dlaczego dziwny budynek wydaje mi się taki znajomy.
Nietypowy dom – bombka, ciekawi goście, tort dla łasuchów, którzy nie chcą przytyć. Twoja szafa mieści same cuda 🙂
Ciekawy ten okrągły dom. Rzeczywiście przypomina choinkową bombkę 🙂 Chciałabym mieć w domu takiego Magika, który wyczaruje mi czekoladowy iluzoryczny tort… Może moja księżna Wena gdzieś go spotka i zaprosi do mnie do domu 😉