Czy wiatr może dotknąć przecinki? Jeśli tak, to gdzie polecą, gdzie znikną, gdzie się pojawią? Czy stworzą nowe pytania? I kogo to w ogóle obchodzi, co się stanie z przecinkami?
Przecinki na wietrze
Marta od godziny siedzi przed białym ekranem laptopa. Myśli przelatują przez jej głowę i żadna nie chce się ułożyć w słowa.
– Chyba dziś tego nie napiszę – wzdycha Marta. – Może nigdy tego nie zrobię. Zresztą jest już późno.
Zegar pokazuje pierwszą w nocy. Opowiadanie na konkurs literacki musi poczekać albo dać sobie spokój z Martą jako autorką. Na razie sen przenosi Martę do miejsca, w którym panowie z parasolami chronią się przed deszczem przecinków.
– Napisz o tym – odzywa się głos z cienia, głos pozbawiony płci.
– Kim jesteś? – chce wiedzieć Marta.
W odpowiedzi latarnia gaśnie i zapala się, balony się unoszą, wiatr zabiera przecinki. Pozostaje cisza. Obraz ginie. Niedługo Marta się obudzi i znów usiądzie przed laptopem.
Człowiek-choinka
Czy taki się urodził? Czy coś na Ziemi sprawiło, że jego geny w dziwny sposób się poplątały. Przez cały rok stał w lesie jak inne choinki. Nikt, kto by na niego spojrzał, nie pomyślałby, że pod koniec listopada zmieni się w człowieka, że wtopi się w tłum, przybierze imię Marcin, zacznie pracować jako kurier. Nieprawdopodobne, a jednak. Marcina otaczał czar. Marcina niosło przeznaczenie.
– Ja im pokażę – obiecywał sobie i światu. – Spalę ich wszystkich.
W Marcinie powoli rósł gniew, chęć zemsty na ludziach, którzy ścinali choinki tylko po to, żeby przez chwilę posiedzieć przy nich i poświętować jakieś tam swoje święta. Dlaczego tak robili, po co, to musi się skończyć. Z każdym dniem, z każdą chwilą gniew stawał się coraz większy. W końcu spalał dom wybranych przez Marcina ludzi i… niestety również samego Marcina. Ludzie zwykle odchodzili do nieba, czyśćca, piekła lub w inne miejsce, a Marcin odradzał się jako choinka.
Rysunkowa wiedźma
Kiedyś żyła w książce z bajkami w jednowymiarowej przestrzeni. Potem pojawił się zły czarodziej i przeniósł ją do tu i teraz, świata trójwymiarowego.
– Twierdzisz, że mieszkałaś w książce? – pyta lekarz, który już zdiagnozował Henrykę jako schizofreniczkę.
– Jak tam było, opowiedz – prosi zaciekawiona światem Henryki koleżanka z sąsiedniego łóżka na sali szpitala psychiatrycznego.
– Mogłam nie mówić – myśli wiedźma uznana za wariatkę.
Ten świat jest taki inny, pokręcony, skomplikowany, a drzwi do tego, z którego wyszła zamknęły się i zniknęły. Za nimi zostali dobrzy rodzice, przyjaciele, zdolności magiczne. Dziwne, że tu w trzech wymiarach stała się zwyczajną nastolatką ze szkoły średniej.
– Masz za swoje – mruczał czarodziej, który czasem nawiedzał ją w snach, chociaż ostatnio coraz rzadziej. Efekt leków, którymi ją truli, czy całej obecnej rzeczywistości?
– Ja wrócę i jeszcze ci pokażę, zobaczysz – obiecywała sobie Henryka. – Magiczne drzwi gdzieś tu na pewno się kryją, ale gdzie?
Świat milczał. Nikt i nic nie dawało odpowiedzi. W dodatku z każdym dniem Henryka traciła pamięć swojej jednowymiarowej przestrzeni. Powoli stawała się zwykłą pacjentką, kobietą, która uwierzyła w swoją chorobę i przestała wierzyć w magię.