Kim on jest? Myślę, gdy wychodzi z szafy. Czasem z innymi bohaterami, czasem sam. On się uśmiecha lub robi mądrą minę. Częściej robi minę. Czuję przepełniającą go ważność,dumę i pychę. On wie i cieszy się, że ja nie wiem. Czy uda mi się poznać go bliżej? Z Narratorem mi nie wyszło, ale może z nim będzie inaczej?
Warstwy.
Gdy na niego patrzę, wydaje mi się, że składa się z warstw jak ten mężczyzna z obrazu. Zdejmujesz jedną, pokazuje się następna. Myślisz, że to ostatnia, lecz nie. Pod nią kryje się następna i tak bez końca.
– Teraz porównujesz mnie do cebuli – Magik się śmieje.
– Nie, mówię tylko o swoich wrażeniach – protestuję.
– A ja mówię, że masz cebulowe wrażenia.
– Świat to podobno jedna wielka cebula.
– Lubisz mieć ostatnie zdanie, co?
– A ty nie lubisz?
– Remis. Magik znów robi jedną ze swoich ważnych min. Czy mu się wydaje, że jest jednym z graczy?
– Życie jest grą. Zagraj w nią. Może byś tak podała mi kawę?
Kawa i pytania.
Podaję kawę jak dobra, grzeczna żona, ułożona gospodyni domu lub służąca. Czego się nie robi, żeby dostać odpowiedzi na postawione pytania.
– Jeszcze niepostawione – zwraca mi uwagę Magik, który oczywiście potrafi czytać w moich myślach.
– W takim razie przejdźmy do rzeczy, czy od urodzenia jesteś magikiem?
– Nie, od śmierci. Poważnie, na głupie pytania są głupie odpowiedzi.
Hmm, i co ja mam teraz powiedzieć?
Nic.
To akurat podpowiada mi Narrator, który siedzi pod stołem i notuje moją rozmowę z Magikiem. Nie wiem, skąd się tam wziął. Nie widziałam, żeby wchodził do pokoju i dopóki się nie odezwał nie wiedziałam, że siedzi pod stołem. I dlaczego pod stołem? Nieważne, przecież tematem jest Magik, nie Narrator.
– Co myślisz o nicości? – pytam Magika.
– Ładna, nieistniejąca kraina.
– Nieistniejąca?
– Widziałaś miejsce, w którym by nic, absolutnie nic nie było? Może chciałabyś zobaczyć?
– Nie, nie chciałabym – protestuję, lecz Magik mnie nie słucha. Już kręci w powietrzu jakieś tajemnicze znaki i nagle…
Trzy kropki.
Ja – narrator muszę skończyć tę historię za autorkę. Magik przeniósł ją do nicości.
– Jak sobie tam trochę posiedzi, nabierze mądrości – powiedział i sobie poszedł.
Na szczęście mnie nie zauważył, bo pewnie też by mnie przeniósł do nicości. Kto by wtedy dopisał zakończenie? Tyle, że bez autorki i głównego bohatera całość nie ma sensu. Dodam od siebie, że mnie nigdy się Magik nie podobał. Chodzi własnymi drogami. Robi, co chce i więcej psuje niż tworzy. Mnie na przykład popsuł ostatnio wyprawę za siódmą studnię. On oczywiście mówi, że mnie uratował, ale naprawdę sam bym sobie dał radę i wróciłbym z jakąś wiedzą, a tak wróciłem z niczym. Znów nic. Może jednak pasowałbym do nicości? Nie, lepiej o niej nie myśleć i skupić się na czymś, co przywoła autorkę, ale na czym? Trzy kropki pomogą. Tak mi coś podpowiada. Trzy kropki i kropla czasu. Zapisuję więc trzy kropki i czekam.
Nicość skojarzyła mi się od razu z pustką, pustka z buddyzmem zen, ale podobno pustka jest formą, a forma pustką, więc pustka nie będzie nicością.
Drugie skojarzenie to wiersz Wisławy Szymborskiej:
„Nicość przenicowała się także i dla mnie.
Naprawdę wywróciła się na drugą stronę.
Gdzież ja to się znalazłam –
od stóp do głowy wśród planet (…)”
Może taka nicość pośród planet i gwiazd jest piękna, ale czy wtedy jest nicością???
Taki skłaniający do głębszej refleksji ten Twój tekst, Aniu. Uściski!
Zawierzyła magowi, a ten, jakby dworując z niej, przeniósł ją do nicości… I nie gańmy za to autorkę. Nie prawmy morałów. Przecież dziś jakże często wciąż ufamy, że istnieją magiczne recepty i niezwykli magowie, którzy w chwilę (a najdalej: dwie) czynią z nas tymi, którymi chcielibyśmy być, albo wykonują za nas to, czego nigdy nie wykonaliśmy sami. To taka forma dziecięcych marzeń, z którymi nie rozstajemy się nawet w swej dorosłości. A tymczasem każdy do swych prawd powinien dochodzić sam. We własnym tempie, po drodze czyniąc niezliczone błędy i porażki. Tylko tak zdobywa się prawdziwe dżyciowe doświadczenie. Czyż nie mają więc racji ci, którzy twierdzą: „adepci mody na samodoskonalenie en masse nie lubią tego słuchać.” Bo nie lubią! Łatwiej przecież zawierzyć magowi, zapłacić mu za kolejną lekcję, za kurs czyniący z nich (rzekomo!) pisarza, twórcę, koryfeusza. Mag, inkasując kase, zachwyca się. Ma kolejne potwierdzenie swej magii. Chowa kasę do kieszeni, a nas na powrót przenosi tam, skąd przybyliśmy: do nicości.
Dziwie mi się czytało Aniu ten tekst. Warstwy w nas samych są jak w tej przysłowiowej cebuli. Nieraz nie zdajemy sobie nawet, o nich sprawy. Ale są tam w nas i przychodzi moment, że ta cebulka w nas zaczyna się z nich rozbierać. Dziwnie wtedy się czujemy gdy je odkrywamy i zaczynamy dostrzegać to co pod nimi ukryte jest. Ja taka mądra bom po trzech wizytach u psychologa. Pogadałam sobie z panią od duszy i wygląda, ze kobiecina ma rację Aniu. Też Ania – bardzo sympatyczna zresztą i trochę mi jej żal. Paskudny zawód. W życiu bym nie chciała być naprawiaczem dusz. Uściski i trzymam kciuki za dalszy ciąg tej historii. Ja to takie ciągotki mam w stronę mediatora trochę i fajnie by było, gdyby wszystkie postacie doszły do porozumienia i wzajemnej akceptacji i miłości – ale wtedy pewnie by już nie było przygód dziwnych we wzajemnych nawarstwiających się światach 🙂