Rycerz Niechciej.

Rycerz Niechciej.

Żył sobie kiedyś rycerz Niechciej. Kiedyś, bo dokładnie nie wiadomo kiedy, czy w przeszłości, czy w przyszłości, a może w jakieś teraźniejszości. Nie wiemy też dlaczego nosił takie dziwne imię. Kto pierwszy wpadł na pomysł, żeby go tak śmiesznie nazwać? I jak imię wpływało na życie Niechcieja? Jakie to życie było, czy pełne księżniczek i złych smoków, czy raczej puste, nudne, nijakie?

Autor obrazu: Andrzej Gudański.

Ciotka.

Zanim został rycerzem, był dzieckiem swojej ciotki. Tak, ciotki, nie mamy. Z nieznanych narratorowi przyczyn, Niechciejem zajmowała się ciotka. Może matkę przerosła opieka nad nim. Może zbyt dużo miała na głowie. W końcu siedmioro dzieci to nie byle co. Z kolei ciotka nic nie miała, więc z chęcią zabrała Niechcieja do swojego domu.

– Musimy zmienić ci imię, bo to, które dała ci matka jest żenujące – zdecydowała zaraz jak wypili pierwszą wspólną herbatę.

– Jakie? – zdziwił się Niechciej, który nie znał jeszcze słowa żenujące.

– Głupie. Wszyscy będą się z ciebie śmiać, rozumiesz?

– Jacy wszyscy?

– Dzieci w szkole.

– Ale ja nie chcę iść do szkoły.

– Nie chcesz mieć kolegów i koleżanki? I nie chcesz być mądry?

– Nie chcę.

– Bawić też się nie chcesz?

– Nie chcę.

– Zaczynam rozumieć, dlaczego matka nazwała cię Niechciej, ale nie martw się, poradzimy sobie z twoim nie chcę. Od dziś nazywasz się Maciej i koniec dyskusji. – E, tam – mruknął Niechciej, teraz już Maciej. Wiedział, że w głębi serca pozostaje wciąż tym samym chłopakiem i nowe imię nic nie zmienia.

Plama czarnego atramentu.

Wkrótce ciotka przekonała się, że Maciej znacznie więcej nie chce niż chce robić. Żaden przedmiot w szkole mu się nie podobał, żaden nauczyciel, kolega, koleżanka. Nic nie przyciągało jego uwagi. Każdą propozycję zajęć szkolnych i pozaszkolnych kończył swoimi ulubionymi słowami – nie chcę. Zagubiona w swej bezradności ciotka poprosiła o pomoc znajomego psychologa. Ten wyjął z szuflady kartki z plamami czarnego atramentu.

– Co widzisz na tej kartce? – zapytał.

– Rycerza – odparł Niechciej-Maciej.

– A na tej?

– Rycerza – powtórzył raz jeszcze Niechciej.

I tak dalej i tak dalej. Na wszystkich kartkach Niechciej widział rycerza.

– Chciałbyś być rycerzem? – zapytał psycholog.

– Ja nic nie chcę, ale może być – zgodził się Niechciej albo raczej wydawało się, że się zgodził. W każdym razie ta odpowiedź sprawiła, że ciotka wysłała go do szkoły rycerskiej.

Wyzwania rycerskie.

Okazały się gorsze niż te, które przed Niechciejem stawiała ciotka. Nauka języków obcych, zmywanie naczyń, matematyka, fizyka, chemia, gramatyka wszystko bladło wobec konieczności dźwigania na sobie ciężkiego blaszanego pancerza i służby dla króla, który miewał dziwne pomysły. Chciał na przykład, żeby rycerze wybrali się na odległą wyspę i zabili wszystkie mieszkające tam smoki. Twierdził, że zagrażają jego królestwu. Jednak naprawdę to jedna z córek króla bała się smoków. Niechciej większość swoich obowiązków olewał, jeśli dało się je olać. Wyprawy po smocze skóry olać się nie dało. Mógł albo powiedzieć nie i zostać z zakonu rycerzy wyrzucony albo pojechać i walczyć ze smokami. Nie było trzeciej opcji. Niechciej ruszył więc z innymi na wyspę smoków.

Smoki.

Potrafiły się porozumiewać telepatycznie. Wiedziały, że nadciąga horda rycerzy i schowały się w tajemnych miejscach pod ziemią. Odchodząc, rzuciły na swój świat zaklęcie. Każdy kto, chciał zabić smoki, miał zapaść w sen wieczny. W ten sposób pozbyli się wszystkich rycerzy z wyjątkiem Niechcieja, który niczego nie chciał, no może tylko trochę świętego spokoju. Niechciej został sam i o dziwo wcale go to nie zmartwiło. Wreszcie mógł się zastanowić nad sobą i swoim życiem. Gdy tak się zastanawiał z kryjówek wyszły smoki. W tym momencie Niechciej powinien się przerazić, ale jakoś mu się nie chciało.

Szczęśliwe zakończenie.

I nie tylko. Każda bajka musi przecież mieć morał, nawet jeśli narratorowi morały się nie podobają. Szczęśliwych końców też nie lubi. W każdym razie Niechciej żył długo i szczęśliwie razem ze smokami, które okazały się mądrymi i dobrymi przyjaciółmi. Zrozumiał, że jego imię i brak chęci go uratowały i przyniosły mu szczęście. Czasem więc warto nie chcieć, zamiast ciągle chcieć i chcieć. Poza tym każde życie, gdy pozwolić mu toczyć się własną ścieżką, daje ci w zamian coś dobrego. Owszem zdarzają się wyjątki, ale to już całkiem inna bajka. A i jeszcze jedno, czy Niechciejowi nigdy nie brakowało ludzi? Czy nie marzyła mu się żona? Czy czasem mu się nie chciało wrócić do swojego kraju? Jakoś nie. Nie chciało mu się. Może był aseksualny? Może nie lubił dzieci, które zwykle pojawią się w związkach? Może wystarczało mu towarzystwo smoków? Może zajęły go różne pasje? Może dajmy sobie spokój z wszystkimi może, bo przecież to tylko bajka.

P. S. Więcej Wam się chce czy nie chce?

Autor obrazu w tle: Andrzej Gudański.

0 0 votes
Ocena
Subscribe
Powiadom o
2 komentarzy
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
View all comments
Gratiana
2 października 2021 14:42

Piękna bajka. Czasami mi się marzy – nie chcieć. Kiedyś nawet spróbowałam. Myślisz Aniu, że warto odpuścić i nie chcieć ? Jestem mocno zmęczona i chyba odpuszczę faktycznie. Za mocno mi zależało 🙂 Samych dobroci i weny twórczej Aniu <3

2
0
Would love your thoughts, please comment.x