Ładny tytuł, zauważa Narrator. O czym to? – dopytuje. Czym są ścieżki? Co się na nich pojawia? Czy owo coś może kogoś zainteresować? Pytania jak zwykle ustawiają się w kolejce po swoje odpowiedzi, ale czy mądrości starczy dla wszystkich?
Ścieżka numer jeden: drzewo
Wszystko zaczęło się od drzewa z jabłkiem. Zdaniem Elka od tego się zaczęło. Drzewo przyśniło mu się pewnej nocy i odtąd już nie miał spokoju. Myślał o drzewie i ścieżkach prowadzących do drzewa. Za drzewem znajdował się świat, w którym on Elek byłby szczęśliwy. Nie bardzo wiedział, jak ten świat wygląda, lecz czuł, że tam i tylko tam mieszka jego, Elka szczęście. Niestety świat ukrył się za drzewem, drzewo i ścieżki do niego we śnie. Rzeczywistość rwała sen na kawałki i Elek nie bardzo wiedział, co z tym zrobić. Jak zatrzymać sen, jak pójść ścieżką do idealnego świata i jak tam zostać?
– Jesteś pewien, że istnieją światy idealne? – zapytała Iga, przyjaciółka Elka. Ona zawsze zadawała pytania, na które Elek nie zawsze chciał odpowiadać.
– Pewnie, że tak – burknął niezadowolony.
– Nie ma czegoś takiego – stwierdziła, robiąc minę wszystko wiedzącej, minę, której Elek nie znosił.
– Tak, bo ty tak powiedziałaś.
– Przecież to tylko sen.
– A my jesteśmy w symulacji komputerowej – zadrwił.
– Na razie to jesteśmy w autobusie z maksymalnie rozkręconą kilmą i nieźle tu piździ – Inga na próżno starała się załagodzić sytuację. Elek się obraził. Odwrócił w stronę okna i już do końca podróży nie odezwał. Potem poszli każdy w swoją stronę. Następnego dnia w szkole zaczęli się unikać. Trochę później Elek poznał Tymka dostawcę narkotyków i zaczął brać. Dalej jego życie potoczyło się po równi pochyłej, chociaż on nawet tego nie zauważył. Wciąż gonił swój świat za drzewem. Linia między snem i jawą stawała się coraz bardziej cienka. Wreszcie ją przekroczył, zostawił ciało. Za drzewem zamiast oczekiwanego świata rosło kolejne drzewo, a za nim następne. Las drzew ciągnął się w nieskończoność, z której Elkowi nie udało się wrócić z powrotem do życia na jawie.
Ścieżka numer dwa: słowa
W sobotę matka Alodii zawsze miała dużo do powiedzenia. Jakby musiała wyrzucić z siebie nagromadzone przez cały tydzień słowa. Alodia nie znosiła gadania matki. Nadaje jak radio albo telewizja, myślała, próbując ją ignorować. Dlaczego w inne dni tygodnia, nie ma nic do powiedzenia? Alodia bała się zadać to pytanie matce. Bała się ciszy, która by potem nastąpiła. Ciszy wypełnionej kamieniami. Lepiej niech mówi, słowa nie mają takiego ciężaru, chociaż puszczanie ich jednym uchem też do łatwych nie należało. Alodia miała wrażenie, że jej własne słowa przez słowotok matki nie potrafią się przebić. Myśli też się nie myślą tak jak trzeba. Pełna bałaganu głowa Alodii przypomina obraz z ilustracji M. C. Eschera. Schody w różnych kierunkach pozbawionych celu, bo czy celem można nazwać kręcenie się w kółko i spotykanie wciąż tych samych ludzi. Żadna ścieżka nie prowadziła na zewnątrz. Żadna nie wychodziła z zamkniętego kręgu. I co mam z tym zrobić, pytała sama siebie Alodia. To było pytanie retoryczne, a jednak dostała odpowiedź. Pewnego dnia, gdy wychodziła z biblioteki, w której pracowała, jakaś kobieta pociągnęła ją za rękaw płaszcza.
– Wiem, co zrobić.
– Co takiego?
– Wiem, jak zamknąć twoją matkę i otworzyć ciebie.
– Kim pani jest?
– Wiedźmą, która ci pomoże.
Alodia nie wiedziała, co myśleć o nieznajomej. Prawdopodobnie była to jakaś wariatka, ale jakim cudem znała problem Alodii. Wyczytała go z jej oczu, czy z myśli? Czy kobieta umiała czytać myśli i dlaczego nosiła na sobie czarną sukienkę sięgającą kostek i czarne zakrywające pół twarzy okulary?
– A co by pani chciała za to?
– Wystarczy, że mnie zapamiętasz i opiszesz – kobieta wyciągnęła z kieszeni małą buteleczkę – codziennie dwie krople do herbaty.
Wzięła. Stało się. Jednym ruchem ręki zdecydowała o losie matki. Znacznie później, gdy dopadły ją wyrzuty sumienia, wszystko wytłumaczyła sobie czarami. Baba mnie zaczarowała, ręka sama mi się na butelce zacisnęła, sama wlała krople do herbaty i… Matka powoli traciła słowa, a razem z nimi pamięć. Alodia zaczęła pisać książki. W jednej z nich opisała wiedźmę i to jak szukała jej, żeby odwrócić bieg czasu. Kobieta jakby zapadła się pod ziemię. Czy naprawdę Alodia ją spotkała? A gdyby ją spotkała, czy umiałaby oddać swoje słowa za zdrowie matki? Nikt nie udzielił odpowiedzi. Alodia wyrzucała z siebie kolejne zdania, a schody z obrazu nadal prowadziły donikąd.
Inne ścieżki
Umysł je obserwuje. Ma nadzieję, że w końcu jakaś poprowadzi go na zewnątrz, zobaczy kim jest naprawdę. Na razie patrzy, analizuje, próbuje nie oceniać, lecz wszystko wokół skażone jest oceną. Mężczyzna ze ścieżki, którą Umysł nazywa ścieżką bez numeru, czuje się kobietą. Podobno od zawsze czuł się taki, nie inny. Dziwne, gdy Umysł zagłębia się w ścieżkę bez numeru, widzi więcej pomieszanych tożsamości.
– Należałoby naprawić ten świat – mruczy do siebie.
– Ale jak? – pyta sam siebie.
Mógłby zapytać jakąś ścieżkę, gdyby wierzył, że ścieżki potrafią z nim rozmawiać. Owszem czasem istoty na ścieżkach coś do niego mówią, proszą, obiecują. Potem wydarza się to czego sobie życzyli albo czego się bali. Umysł wie, że na ścieżkach wszystko może się wydarzyć i że równie szybko znikają jak się pojawiają. Może zamiast szukać właściwej ścieżki, powinien skupić się na przerwach między nimi? Tymczasem mężczyzna ze ścieżki bez numeru kłóci się ze swoją dziewczyną.
– Odchodzę – decyduje dziewczyna. – Chcę wreszcie poznać prawdziwego faceta.
– A ja to niby kto?
– Facet, który lubi kobiece ciuchy, nie jest facetem.
– Nie jest, ale jakie to ma znaczenie? – komentuje Umysł i sam wyłącza ścieżkę bez numeru. Niestety zaraz pojawia się następna i na niej też kłócą się prawdziwa kobieta i niezbyt prawdziwy mężczyzna, a tuż obok stuprocentowy facet i dziesięcioprocentowa babka.
– Rety, co jest z tym światem? – złości się Umysł. – Wszystkim się w głowach pomieszało? Kasuje ścieżkę, żeby po chwili zobaczyć kolejną taką samą. Z przestrzeni pomiędzy słychać szum maszyn tworzących nowe światy. Gdzieś dalej poza umysłem trwa cisza, ciemność i bezruch.
P. S. Narrator zauważa, że każdą z tych historii dałoby się rozciągnąć we wszystkie możliwe strony. Jednak na pytanie, czy chciałby tak zrobić, stwierdza, że nie ma czasu i to nie on jest tutaj autorem. Po tych słowach nie wiem co powiedzieć, chciałoby mi się, czy nie chciało? Na razie jest, jak jest. Lubicie krótkie historie?
Autorem obrazu w tle jest Rene Magritte.
fajne
Lubię krótkie opowiadania, są takie skondensowane treścią. W kilku zdaniach trzeba zawrzeć całą historię