Nastał taki czas, gdy bajki sypią się z nieba garściami. Jedna z nich spada mi na głowę i wsiąka w skórę. Co ze sobą niesie? Kogo przywołuje? Dlaczego? Jak długo będzie trwać, zanim pogrąży się w niepamięci? Ale zacznijmy tradycyjnie od: dawno, dawno temu, za górami, za lasami…
Imię.
Podobno po dziadku, który poszedł na wojnę i zginął. Nie tak po prostu zabity kulą wroga, lecz …. W zasadzie nawet narrator nie wie, co po lecz napisać. Zniknął, rozpłynął się w powietrzu, zatonął w zbyt ciężkiej rzeczywistości, możliwe, że przeniósł się do Sensbezsensu – świata po śmierci. Nikt niczego nie widział i nikt nam nic nie powie. Żadnej ciekawej ani nudnej historii. Zero, kropka, koniec. Niestety babcia sobie ubzdurała, że nazwie wnuczkę jego imieniem. Co sobie myślała? Że dziadek wróci? Że wnuczka zamieni się w dziadka? Na pewno nie myślała, że wystawia dziewczynkę na pośmiewisko. Mało kto potrafił wymówić imię w prawidłowy sposób, a jak już wymówił, to zwykle z drwiącym uśmieszkiem. O cudzoziemcach lepiej nie wspominać. Język zwyczajnie stawał im w gębie. Zresztą, sami oceńcie. Trzebiesłwa. Jak brzmi? Zgrzytają Wam zęby? W każdym razie na dziewczynkę wołano różnie: Trzebia, Sławka, Bi, Trzeska, Trzesia, Bisia. W końcu jeden z największych podwórkowych łobuzów przezwał ją Tocią i tak już zostało.
Wróżka.
W każdej dobrej bajce powinna pojawić się jedna wróżka lub czarodziejka, czarodziej, mag, modna magini lub mniej modna i mniej efektowna magiczka. Dlatego Tocia musiała ją spotkać. Szła za rowerem prowadzonym przez niskiego mężczyznę o brudnej twarzy, rękach, nieświeżym oddechu w przetartej bladoniebieskiej kurtce i równie bladych dżinsach. Tak wyglądał ten facet, nie wróżka. Ona niestety gorzej wyglądała. Bardziej przypominała starą pijaczkę niż kobietę z bajki. Zatrzymała się obok Toci jakby chciała poprosić o kilka złotych na piwo. Jednak nie to chodziło jej po głowie.
– Nie wpuszczaj go do swoich snów – rzekła.
– Kogo? Nie rozumiem.
– Najlepiej zakop studnię i zabij go jak się pojawi. Niestety, znów niestety, wróżki zazwyczaj nie mówią normalnym ludzkim językiem. A jak już powiedzą, to szybko uciekają, gdzie pieprz rośnie. Ta również uciekła. Rozwiała się jak mgła w powietrzu. Wystarczyło, że Tocia mrugnęła okiem, wróżki nie było. Nic więc dziwnego, że dziewczynka pomyślała, że uległa iluzji i zapomniała o radzie wróżki.
Studnia.
Wyrosła jak chleb na drożdżach na ulicy, w którą Tocia skręciła, wracając do domu ze szkoły. Po co skręciła? Narrator nie jest pewny. Jedynie czuje, że studnia przywołała Tocię swoim syrenim śpiewem. Ze studni wyszedł mężczyzna stary i brzydki.
– Od dziś będziesz mnie słuchała – rozkazał i tak się stało, bo facet umiał czarować i rzucać silne klątwy. Tocia wzruszyła ramionami i poszła swoją drogą. Nie przyszło jej do głowy, że od teraz zmieniło się wszystko.
Zmiany.
Tocia zaczęła widzieć i słyszeć więcej niż inni. Bolała ją od tego głowa. Na próżno próbowała wyłączyć nadmiar bodźców, zatykając uszy stoperami, a wzrok ciemnymi okularami. Nic nie pomagało. Stary dziad ze studni przychodził codziennie. Kazał jej robić różne dziwne rzeczy: tłuc lustra, ciąć nożyczkami ulubione sukienki, ubierać się na czarno, rzucać resztkami jedzenia z balkonu w przechodniów, nie wychodzić cały dzień z łóżka, gapić się godzinami w sufit itp. itd. Jak dobry żołnierz wykonywała wszystkie jego rozkazy, bo wiedziała, że może ją ukarać. Niestety, po raz kolejny niestety, on i tak ją karał. Śmiał się, aż uszy puchły, oczy ropiały, zęby trzaskały, kości się uginały, kręgosłup wykrzywiał. Ach, szkoda gadać i tak słowa całej grozy nie opiszą. Tocia trafiła wreszcie do szpitala psychiatrycznego z diagnozą – schizofrenia.
Ratunek.
Wiele lat Tocia brała tabletki. Z dziewczynki przeistoczyła się w młodą kobietę, potem kobietę w średnim wieku, kobietę w starszym wieku i … Nadszedł ratunek. Ubrany w żółtą odblaskową kamizelkę mężczyzna wyglądający jak strażnik miejski.
– Wiem jak cię uratować – powiedział, gdy go mijała.
– Czy zawsze muszę spotykać ważne osoby na ulicy? – pomyślała Tocia.
– Idź, zakop studnię – poradził jej strażnik-niestrażnik.
– Szybciej sobie grób wykopię.
– Skręć w pierwszą ulicę w lewo, potem prosto aż do latarni, potem w prawo. Zobaczysz studnię. Zakop ją i on sobie pójdzie. Już nie będziesz musiała brać leków. Tocia wzruszyła ramionami. Strażnik jak wróżka rozwiał się w powietrzu. Razem z nim ratunek, ale….
Zakończenia.
Zakończenia to odwieczny problem narratora. Nie potrafi się na żadne zdecydować, a przecież powinien jakieś wybrać i musi, z dużym naciskiem na musi, dopisać dobre, nie złe i koniecznie z morałem. Tymczasem dobre gdzieś sobie poszły. Może ukryły się w szafie lub pod stołem? Wyszły na spacer i jak poczekasz chwilę, zaraz wrócą? Niestety, raz jeszcze niestety, cierpliwość też odeszła. Trzeba pomóc Toci. Trzeba ją uratować. Dlatego narrator kopie ją w tyłek, żeby ruszyła na poszukiwanie studni. Biedna zrywa się w środku nocy, zarzuca na siebie płaszcz i biegnie zgodnie z podaną przez strażnika instrukcją w lewo, prosto, w prawo. Dociera do … studzienki kanalizacyjnej. Wsypuje do niej ziemię nazbieraną po drodze z trawników i ogródków. Wściekły dziad ze studni znika. Tocia rzuca leki i jest szczęśliwa do końca życia i nawet dłużej.
Tyle, że narrator ma wątpliwości. Czy to naprawdę tak się skończyło? I kim był ten dziad, który dokuczał Toci? Czy przypadkiem nie wyszedł z innej studni? I jeśli tak to jakby wyglądał ciąg dalszy tej historii?
P. S. Jakaś dziwna ta bajka. Zupełnie jak nie bajka. Dopisalibyście swoje zakończenie? Jakie?
Dobra wróżka teraz stanęła na jej drodze i zaproponowała utrzymywanie kontaktu z psychoterapeutą, jeśli tylko znów jakiś dziad stanie jej na drodze 🙂
Pozdrawiam serdecznie
…wkrótce przyszła wielka ulewa. Przecież w bajkach nie tylko dobre wróżki i magowie pomagają biednym dziewczynkom. Wielka woda zalała do ostatniej nitki wszystkie kanały i wszystkie w mieście studzienki. Zamulone zostały i zasypane żwirem i piachem do samych kratek. Ta, w której mieszkał Stary dziad – także.
Nie wiadomo, co się stało ze Starym dziadem. Wiadomo, że już więcej do Toci nie przychodził. Podobno widziano go w rzece, która wraz z innym ściekami toczyła jego członki do morza.