Dawno, dawno temu w innym niż tu i teraz miejscu i czasie żył sobie Wielki Programista, zwany też Pierwszym Graczem. W co i z kim grał? Jakie tworzył programy? Czy warto słuchać tej bajki?

Początek.
Bardzo chciał, ale nie potrafił sobie przypomnieć, jak ma na imię, kim jest, kiedy się urodził, skąd pochodzi. Znał tylko swoje tu i teraz. Dużą salę z komputerami, na których tworzył i obserwował wiele światów. Może jeden z nich podsunie mu właściwą odpowiedź. Wtedy opuści to dziwne miejsce i … Nie wiedział, co będzie dalej. Czy w ogóle istnieje jakieś dalej?
Może poza salą oddycha pustka, niewyobrażalna nicość, ocean otchłani? Czy pustka i nicość mogą być oceanem? Pytania zdawały się drążyć dziury w głowie. Spokój nadchodził, gdy pojawiał się kolejny zaprogramowany przez niego świat. Spokój i nadzieja, że tym razem wszystko inaczej się potoczy. Do świata nie wedrze się błąd, nic i nikt go nie zniszczy. Niestety błąd zawsze się pojawiał. Raz w formie jabłoni, innym razem drzewek pomarańczowych lub strumyka wody. Istoty zamieszkujące dany świat dotykały skażonej błędem rzeczy, rośliny, zwierzaka i psuli się tak jak wszystko wokół. Wielki Programista wzdychał, próbując zrozumieć naturę błędu i istotę tworzonych światów. Co sprawia, że tak się dzieje? Czy da się owo coś zmienić?
Zielony.
Jednym z elementów każdego świata był kolor zielony. Może ten właśnie kolor przyciągał entropię? A gdyby tak wszedł do środka programu i przyjrzał się temu z bliska? Nie, niemożliwe. Jednak pomysł nie dawał mu spokoju. W końcu stworzył program, który nazwał przejściem. Założył specjalne okulary i przeniósł się do jednego ze swoich światów.
– Witaj Wielki Programisto, długo czekaliśmy na ciebie – powiedziała klęcząca przed nim, ubrana w długą zieloną suknię kobieta.
– Jestem czarownicą króla Jaromira Zielonego – przedstawiła się, gdy już wstała z klęczek. Chodź, zaprowadzę cię do króla.
Nie wiedział, co powiedzieć. Gorzej, nie wiedział, co o tym myśleć. Chyba nie trafił do właściwego miejsca. Tu błąd zdążył się już dobrze zakorzenić i pewnie nie da się go wyrwać. Mimo to szedł za nieznajomą. Szedł z ciekawości, co zobaczy. Jak wygląda król, jego kraina, jego zamek? I dlaczego czeka na Wielkiego Programistę? Wkrótce przekonał się, że niepotrzebnie zaufał czarownicy.
Koniec.
Sala, której próg przekroczyli niczym nie różniła się od tej, z której wyruszył. Tu też w bladym świetle żarówek błyszczały ekrany komputerów.
– Gdzie król? – zapytał Programista, lecz nie otrzymał żadnej odpowiedzi.
Czarownica znikła. Drzwi sali się zatrzasnęły. Wielki Programista poczuł, że znalazł się w pułapce.
– Muszę wrócić do swojego świata – postanowił i usiadł przy najbliższym komputerze. Teraz tylko wpisze odpowiedni kod. Już zaczął pisać, gdy ogarnęła go senność.
– Tylko na chwilę zamknę oczy – pomyślał.
We śnie jego pamięć po raz kolejny została wymazana. Wielki Programista nigdy nie wrócił. Nigdy nie zmienił żadnego świata. Wciąż od nowa tworzył program przejścia, przechodził, spotykał czarownicę, a ona prowadziła go do króla, który okazywał się salą, z której wyszedł. Był pierwszym graczem zamkniętym w kole własnej rzeczywistości. Grał ze swoim losem. Czy ktoś lub coś uwolni programistę?
Morał.
Nie wierz czarownicom, ani tym zielonym, ani tym brązowym, żadnym. Nie idź bezmyślnie za innym człowiekiem. Czy można dodać do tego coś więcej? Narrator widzi, że ten właściwy, główny sens i morał historii ucieka jak pies z podkulonym ogonem. Dlaczego? Co go tak wystraszyło? Czemu nie chce podejść bliżej?
P. S. Jaki dopisalibyście morał do tej bajki? Czy lubicie morały?
To już ostatni, nowy tekst w tym sezonie blogowym.
Za tydzień pożegnam się z Wami starym tekstem o Florentynie i jej miłości. Do pisania na blogu wrócę we wrześniu.
Autorem obrazu w tle jest Didier Kobi.
Bardzo przyjemnie czytało mi się Twoją opowieść. Może przez to, że już na wstępie wszystko zaczęło się od zieleni. Nawet to, co przydarzyło się Graczowi, nie wydaje mi się aż tak straszne, jakie jest w rzeczywistości. Skojarzył mi się z Syzyfem. A czasem mam wrażenie, że całe nasze ludzkie życie, tak właśnie wygląda, tylko nie zdajemy sobie z tego sprawy, bo ktoś skrupulatnie i systematycznie wymazuje nam pamięć. W morałach jestem kiepska 😉 Pozdrawiam
Aniu w sumie chyba zadałaś odwieczne pytanie trapiące co niektórych z ludzi. No i złota myśl. Nie idź bezmyślnie za drugim człowiekiem. Jest jeszcze inna prawda. To złodziej pilnuje swoją przyszłą ofiarę bez względu co jest przedmiotem kradzieży. Nie ofiara. I każdego idzie okraść na to wygląda, bo złodzieja ponoć nie da się upilnować. Ta ostania mądrość moja – nie jest moja, a pochodzi z pewnej wiedzy przekazanej mi przez nauczyciela. Trochę smutne tak gonić ciągle swój ogon i na dodatek nie mieć tego świadomości. Aniu cudownej niedzieli <3